Wyobraźmy sobie społeczeństwo, którego członkowie, praktycznie biorąc, nie spotykają się ze sobą twarzą w twarz, w którym wszystkie sprawy załatwiane są przez ściśle izolowane jednostki, porozumiewające się ze sobą drogą listowną lub telegraficzną i przenoszące się z miejsca na miejsce w zamkniętych samochodach. […] Takie fikcyjne społeczeństwo można by nazwać „społeczeństwem całkowicie abstrakcyjnym lub zdepersonalizowanym”. [1]
Stworzona w latach
40-tych XX w. wizja pewnego typu społeczeństwa stanowić miała hiperbolę pomagającą
ująć ewolucję społeczeństwa otwartego (pojęcie pierwotnie bergsonowskie) tracącego stopniowo swój organiczny
charakter. Dziś słowa K. R. Poppera potraktować można jako opis stanu rzeczy. W
miejsce komunikacji listowej i telegraficznej wystarczy wstawić internet, by
otrzymać syntetyczne ujęcie obecnego funkcjonowania rozwiniętych społeczeństw
zachodnich.
Ułatwiona
kooperacja, zwiększone możliwości inicjatywy indywidualnej czy sprawniejsza
wymiana informacji i idei (ale też plotek, środków finansowych czy używanych
przedmiotów…) w żaden sposób nie rekompensuje narastającego poczucia izolacji i
anonimowości. Jak zauważył Popper „…biologiczna
struktura człowieka nie ulega zasadniczym zmianom; ludzie odczuwają nadal
potrzeby społeczne, których nie można zaspokoić w społeczeństwie
abstrakcyjnym”.
Wydaje się, że
cywilizacyjny postęp (głównie w zakresie technologii i medycyny) wciąż
wyprzedzający kulturowe możliwości adaptacyjne w niewielkim stopniu sprzyja
rozwojowi społeczeństwa otwartego. Można by nawet uznać, że stanowiące jego
nieodzowny koszt zaplecze w postaci społecznych nerwic i frustracji wzmaga jedynie
tęsknoty za powrotem do wyidealizowanego trybalizmu. Plemienność poza
oczywistością norm wspieranych niekwestionowanym autorytetem (i tabu),
niezmiennością rytów, i usensowniającą rzeczywistość funkcją mitu oferuje również
(przede wszystkim?) bezpieczeństwo i psychiczny komfort wynikające z poczucia
uczestnictwa w jakimś wyższym ładzie i porządku rzeczy.
Sentyment za jednoznacznym
autorytetem i porządkującą mocą władzy wraz z jej „Bohaterami” „Wielkimi
Ludźmi”, „Obcymi”, których należy eliminować czy „Sprawą”, za jaką można
walczyć (i jej się poświęcać) nakazuje przywracać sens historii z całym jej
romantycznym sztafażem. Dziejowa „Scena” walki dobra ze złem zapełniana jest
wymiennymi postaciami „islamskich terrorystów”, „ dyktatorów z Bliskiego Wschodu”,
„psychopatycznych seryjnych morderców”, „finansowych oszustów”, „zwyrodniałych
matek, dzieciobójczyń”, „ludzi sukcesu”, „sportowych bohaterów”, „liderów określonych
dziedzin” czy „światowej klasy ekspertów” i „działaczy ruchów ekologicznych”.
Czym scena staje
się pełniejsza a postaci bardziej wyraziste, tym mniejszy ciężar osobistej
odpowiedzialności i mniej doskwierające poczucie zagubienia. Społeczeństwo może
więc stawać się coraz bardziej abstrakcyjne byle mit był konkretny i
„pełnokrwisty”. Historycyzm (oceniony przez Poppera jako przesąd i
bałwochwalstwo pleniące się na nawozie heglowskiego bełkotu) staje się coraz silniejszym
nurtem dzięki sprawnemu (choć nie do końca celowemu) współdziałaniu polityków, globalnego
biznesu i mediów. Mająca niby się przyczyniać do powstrzymania globalnego
ocieplenia konsumpcja „eko-produktów” czy podpisywanie internetowej petycji w
sprawie uwolnienia Pussy Riot stanowią odpowiedniki działań magicznych mających
na celu oddalenie złych mocy i przywrócenie pierwotnej harmonii – są też równie
skuteczne…
Widocznie dla
społeczeństwa zamkniętego historia musi mieć jakiś sens, a „karty dziejów” i
historyczny ‘timeline’ powinny się systematycznie zapełniać „przełomami”,
„bohaterami” i „zwrotami akcji”. Trwa wiec miękkie wychowanie do „działań dla
widowni”, a dzięki zyskującym na popularności mediom społecznościom i
specyficznym aplikacjom trening taki prowadzony być może w sposób bezbolesny i dla
tresowanych niemal niezauważalny. Motywacja „osiąganiem”, „sukcesem” i
„nagrodą”, idzie w parze z gratyfikacją dla stopni „specjalizacji” (które to
hasło, jak zauważał Leszek Kołakowski doskonale służy cichej afirmacji hierarchicznego ładu społecznego).
Nowy,
uniwersalnie promowany model pseudo-konserwatyzmu sprzedawany jest jednak w
kolorowym i błyszczącym opakowaniu liberalnych pozorów. Pomysły wprowadzenia całkowitego
zakazu palenia w mieszkaniach prywatnych mają ten sam stopień politycznej
histerii co „ postępowa walka” o pełne prawa rodzinne i wychowawcze dla par homoseksualnych.
Regulacja podstawowych swobód i praw odbywa się coraz częściej poprzez
quasi-demokratyczne praktyki regulowane celowo zwiększanym lękiem i poczuciem
zagrożenia ze strony jakichś niejasnych i niedodefiniowanych, ale zdecydowanie
mrocznych sił.
Przewagę uzyskują
narracje proste (czasem prymitywne) ale barwne i dosadne takie jak:
„odbierający chleb imigranci”, „historie innowacyjnych produktów”, zagrożenia
ze strony „państw bandyckich”, dekonstrukcje „piramid finansowych”, „wycieki
tajnych danych”, czy opisy „tajemniczej śmierci gwiazdy popu”. Współczesne mity
są ubogie zarówno w treść jak i w formę muszą jednak zadowolić rosnące potrzeby
wymiany symbolicznej. Nawet masakra dokonywana przez Brevika, odległa katastrofa
elektrowni atomowej, czy uderzenie niszczycielskiego tsunami ciągle nie mogą
konkurować z biblijnym potopem, a klonowaniu ludzi, marsjańskiemu łazikowi czy
wielkiemu zderzaczowi hadronów wciąż chyba czegoś brakuje by móc się równać ze
śmiałością golemowego projektu.
W przypadku mitów
ilość nie przechodzi w jakość. Wielość, krótka żywotność i płytkość krążących w
medialnym obiegu narracji nie wyczerpuje w pełni rosnących pretensji
historycyzmu i prób naiwnie siłowego usensowniania rzeczywistości. Niemożliwy
jest też powrót do natury ustanawiającej zasadność takiego pojęcia jak „organizm społeczny” – jej autentyczny język
już od dawna przestał być zrozumiały. Coraz bardziej abstrakcyjne i wirtualne
plemiona tęskniące za porządkującym rzeczywistość totalitaryzmem „z ludzką
twarzą” stają więc dziś przed ambitnym projektem stworzenia własnej, spójnej
mitologii uniwersalnej – bo wciąż nie można takowej odnaleźć.
W żadnej
wyszukiwarce.
Tak na
marginesie: gnoza polityczna wciąż ma się nieźle.
[1] K. R. Popper,
Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie.
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz