środa, 28 lipca 2010

Uciekaj albo walcz

Płynący z otoczenia sygnał, interpretowany jako pojawienie się potencjalnego niebezpieczeństwa uruchamia w organizmie mechanizm zwany „walcz albo uciekaj” (fight or fly). Ten mechanizm adaptacyjny pozwala czasem (bo nie zawsze) zwierzętom zachować życie. Przydaje się zaś szczególnie podczas napotkania silniejszego drapieżnika przejawiającego zamiary obdarcia napotkanego ze skóry – chodzi w tym przypadku o cele konsumpcyjne.

Mechanizm dotyczy nie tylko małych, zabawnych zwierząt futerkowych – człowiek, jako gatunek nie jest tu żadnym wyjątkiem i podobnie jak bracia mniejsi w przypadku zagrożenia albo natychmiast oddala się od agresora w przysłowiowych podskokach, albo próbuje podjąć mniej lub bardziej równą walkę.

Decyzja „uciekaj albo walcz” podejmowana jest instynktownie i automatycznie. Nie angażuje świadomości czy wyższych władz poznawczych. Nie ma tu czasu i miejsca na żadne teoretyczne kalkulacje czy dywagacje co do wyboru optymalnej strategii działania. Wszystko odbywa się w ułamku sekundy (wg biologów gdzieś w okolicach kręgosłupa...) i zanim osobnik zacznie w ogóle analizować sytuację, w jakiej się znalazł decyzja już i tak została za niego podjęta.

Serce osobnikowi zaczyna szybciej łomotać, źrenice mu się rozszerzają, glukoza obficie zasila mięśnie i zalewa mózg, włos mu się widowiskowo na głowie jeży, a dłonie stają się lepkie od potu. W tym samym też czasie osobnik zaciska zwieracze (nie zawsze skutecznie, co powoduje nieporozumienia semantyczne - zob. niżej opisany przykład tchórza...) i generalnie staje się w oka mgnieniu osobnikiem zwartym, spiętym i gotowym - pięknym jednym słowem, a w dodatku nabuzowanym, bo pod wpływem zwiększonych dawek naturalnie nadprodukowanej adrenaliny.

Możnaby się w tym miejscu zachwycić nad cudownością i przemyślnością dzieła Matki Natury, która zdejmuje ze swoich dzieci brzemię teoretycznych kalkulacji w rodzaju „co mi się bardziej opłaca” zastępując je prostym i efektywnych rozwiązaniem. Inna rzecz, że sama Natura musiała dokonać sporego wysiłku by mechanizm „uciekaj albo walcz” (syndrom reakcji na stres zidentyfikowany przez Waltera Bradforda Cannona) skonstruować, przetestować a następnie wprowadzić w Życie jako powszechnie obowiązujące rozwiązanie.

Największy szacunek należy się Naturze za stworzenie zaawansowanego algorytmu decyzyjnego, który kryje się za prostym z pozoru mechanizmem. Teoretycznie osobnik musiałby przecież dokonać rozumowania obejmującego m. in.:
- ocenę zagrożenia (bezbłędna identyfikacja drapieżnika, ocena jego intencji, analiza sił, jakimi dysponuje)
- odniesienia możliwości agresora do własnych potencji (identyfikacja zasobów, które w danym momencie posiada – np. zapas energii), dodatkowo dokonanie analizy porównawczej (możliwości agresora versus własne),
- analiza otoczenia zewnętrznego (ocena warunków sprzyjających bądź nie do podjęcia walki - lub ucieczki – ukształtowanie terenu, temperatura, widoczne przeszkody lub ułatwienia itp.),
- symulacji przebiegu poszczególnych „gier” - zakładając również ich wariantowość i różnorodność spodziewanych wyników (w skład analizy wchodziłyby sytuacje w rodzaju: „co będzie jeśli, w przypadku podjęcia ucieczki agresor mnie dopadnie i zmuszony będę do walki? – jak wypadnie wówczas bilans energetyczny? – czy zmęczony pogonią agresor, nadal będzie tym samym zagrożeniem? – kto lepiej przystosowany jest do biegania? jaki dystans ucieczki byłby optymalny...” itp. itd.) .

To oczywiście model bardzo uproszczony. Możliwości rozwoju wydarzeń dla decyzji: „uciekaj” oraz „walcz” są praktycznie nieograniczone. Założyć przy tym należy, że dylemat ten nie pojawia się w sytuacjach jednoznacznych, w których porównanie potencjału stron wypada zdecydowanie niekorzystnie dla jednej z nich (zając napotykający psa gończego nie bierze raczej pod uwagę podejmowania z nim walki). To właśnie niejednoznaczny charakter sytuacji oraz wysoce wątpliwy wynik potencjalnej konfrontacji sprawiają, że mechanizm „uciekaj albo walcz” wydaje się tak fascyjnującym rozwiązaniem.

Człowiek (jako gatunek) często nie słucha podpowiedzi Matki Natury i nawet w sytuacjach wybitnie jednoznacznych podejmować potrafi decyzje sprzeczne z instynktownie sugerowaną reakcją – decyzje wybitnie dla siebie niekorzystne. Obrona z góry straconej sprawy jest na przykład ulubionym zajęciem rzesz ochotników gotowych „walczyć o prawdę i honor”. W przeciwieństwie do kierujących się głosem naturalnego rozsądku zwierząt człowiek potrafi walczyć nie tylko o pokarm, własną skórę czy potomstwo ale także o tzw. „Wartości”. Nie dość tego, potrafi też walczyć o reprezentacje i manifestacje świata realnego – mowa tu o tzw. „Symbolach”. Kuriozalne jest to, że zdolnościach do podejmowania takiej walki dopatruje się objawów własnej wyższości nad światem zwierząt!

Faktycznie, zwierzęta nie często walczą o wartości i symbole – może dlatego, że ich nieskomplikowane rozumki nie dostrzegają większego sensu także w ich tworzeniu. Pies gotów walczyć na śmierć i życie w obronie symbolu - np. w obronie wielkiej kości narysowanej patykiem na piasku - w świecie zwierząt uchodziłby najprawdopodobniej za psa idiotę. Jego ludzkim odpowiednikiem jest „bohater heroiczny” rozpaczliwie walczący w imię z góry przegranej (ale jakże szlachetnej) sprawy.

Zachowania „bohaterskie” czy „heroiczne” nie występują w świecie zwierząt – co co nie oznacza, że nie ma tu miejsca na odwagę. Tym co się naprawdę liczy jest przede wszystkim skuteczność. Skuteczność w świecie ludzkim jest kategorią więcej niż podejrzaną jeśli nie jest realizowana łącznie z określonym zestawem wartości. Np. określenie „tchórzliwy” jest postrzegane jako mocno pejoratywne mimo, że taktyka stosowana przez tchórza (mustela putorius) okazuje się niezwykle skuteczna. W świecie ludzi ocenia się to jednak jako sięganie po arsenał nieakceptowanych i nieuznawanych środków – taktyka tchórza jest zatem posunięciem „nie fair”. Zamiast bohatersko podjąć walkę z agresorem i zginąć męczeńską śmiercią, tchórz odwraca się do niego tyłkiem i w dodatku stosuje zakazaną międzynarodowymi konwencjami broń biologiczną (inna rzecz, że tchórze to w istocie zwierzaki bojowe i zuchwałe).


(Źródło foto: www.ferretta.pl)
Człowiek (oczywiście jako gatunek...) dostrzega paradoksalność całej tej sytuacji – najchętniej też znalazłby jakiś sposób by wciąż mieć zjedzone ciastko. Pożądany byłby tu model, w którym skuteczność i realizacja wartości wyższych dawałyby się ze sobą pogodzić nie powodując żadnego konfliktu. Jedną ze strategii zniesienia bolesnego dylematu jest mechanizm wyparcia – czasami można zapomnieć o jednej ze stron równania zachwycając się drugą. Mało kto zatem chce dziś pamiętać, że Jagiełło pod Grunwaldem nie dokonał niczego niezwykłego zważywszy na przewagę liczebną jego armii oraz odrzucenie zasad walki zgodnej ze średniowiecznym etosem rycerskim. Obrona Westerplatte czy Powstanie Warszawskie to inne skrajne przykłady – nawet gdyby liczba ofiar była kilkukrotnie wyższa, to i tak w narodowo-kulturowej wyobraźni byłyby to dobitne przykłady prawdziwego „Zwycięstwa Wartości”.

Szczególnie w naszym pięknym kraju postawa „walcz” w większości przypadków wygrywa moralną potyczkę z postawą „uciekaj”, nawet jeśli „walcz” oznacza poniesienie pewnej klęski. Klęska jako „dopust Boży” staje się wówczas sama w sobie wartością. Upamiętniające ją relikwie przechowywane będą pieczołowicie przez kolejne pokolenia.

Mechanizm „uciekaj albo walcz” w formie zmutowanej utrwalił się w polskich genach (dziś jest to mechanizm „walcz albo walcz”). Dylematem jest alternatywny rodzaj walki niż decyzja co do jej podejmowania. W codziennym życiu przejawia się to w formie nieustannego chamstwa i agresji. Polak walczy z każdym i o wszystko, nie przebierając w środkach i nie oszczędzając żadnych zasobów. Szczególnie zaś chętnie Polak walczy w obronie symboli.

Matka Natura wydała na świat wiele pokoleń swoich dzieci. Wszystkie zaś kocha tą samą miłością - sprawiedliwą i bezwarunkową. Nawet jeśli rodzą się i zemrą jako zaślepione nienawiścią i głupotą genetycznie zdegenerowane potworki, pozostaną ukochanymi dziećmi swojej matki. Jeśliby nawet straciła ona do swego miotu cierpliwość, to zawsze można się udać pod skrzydła tej drugiej Matki, zamieszkującej pewną świętą górę. Bo Polak (jako gatunek) w przeciwieństwie do innych narodów jest dzieckiem dwóch matek.
Dlatego dzieworództwo nigdy tu nie będzie potępione.

Tak na marginesie: zbieżność i podobieństwo faktów medialnych z powyższym jest zupełnie przypadkowa, nic też z przedstawianego w żaden sposób nie odnosi się do atmosfery wokół katastrofy smoleńskiej, awantury o przenoszenie jakiegokolwiek krzyża czy inne heroiczne starania.
Prawdziwy był tylko tchórz.

Creative Commons License
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.

1 komentarz:

  1. Anonimowy18/12/12

    "Faktycznie, zwierzęta nie często walczą o wartości i symbole – może dlatego, że ich nieskomplikowane rozumki nie dostrzegają większego sensu także w ich tworzeniu. Pies gotów walczyć na śmierć i życie w obronie symbolu - np. w obronie wielkiej kości narysowanej patykiem na piasku - w świecie zwierząt uchodziłby najprawdopodobniej za psa idiotę. Jego ludzkim odpowiednikiem jest „bohater heroiczny” rozpaczliwie walczący w imię z góry przegranej (ale jakże szlachetnej) sprawy."
    Taki stan rzeczy w pewnym stopniu jest ceną jaką płacimy za rozwój języka i komunikacji werbalnej. Rozwój języka doprowadził do wyniesienia symboli do rangi wartości materialnych. Nie do końca nasz mózg umie rozróżnić faktyczne zagrożenie od tego zwerbalizowanego.

    OdpowiedzUsuń

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: