"The longer one goes without a market trauma, the worse the damage when commotion occurs." Nassim N. Taleb
Legendarne
już - choć wciąż przecież niedostępne - okulary Google miałem okazję poczuć na
własnym nosie po raz pierwszy podczas konferencji "Think with Google 2014" w ubiegły wtorek (24.09.13).
Są lekkie, dobrze wyprofilowane i wygodne, więc od razu poczułem się tak, jak
gdybym od dawna już ich używał. Tym bardziej, że podczas czytania i pisania i
tak muszę zakładać "zwykłe" okulary.
Nauka
obsługi Google Glass trwała niecałe 3 sekundy - tyle co ich uruchomienie, czyli
puknięcie w prawy panel oprawki i przegląd komend wyświetlonych na
mikrorzutniku. Okulary przyjmują komendy głosowe i bez zbędnej
"kalibracji" za pierwszym razem udało mi się zrobić zdjęcie,
następnie zaś błyskawicznie zlokalizować najbliższą kawiarnię Starbucks.
Okulary okazały się też zupełnie "nieinwazyjne" - nie przeszkadzają w
zwykłym oglądaniu otoczenia, a oko automatycznie dopasowuje się do intencji
patrzącego i wzrok skupia się w danej chwili dokładnie na tym, na czym ma się
skupić.
Od
razu też wyobraziłem sobie najbardziej banalne zastosowania okularów w moim
codziennym funkcjonowaniu: np. podczas prezentacji mógłbym sobie wyświetlać
dodatkowe notatki zaskakując słuchaczy mega-erudycją, przy czytaniu sprawdzać
znaczenie mnożących się jak króliki, niezrozumiałych neologizmów
marketingowych, a podczas jazdy samochodem sprawdzać zaległą korespondencję i
wyćwiczyć w końcu nawyk "Inbox zero". Co prawda gadanie do siebie
postrzegane być może jako niegroźne dziwactwo lub wczesne objawy jakiejś
dysfunkcji społecznej, ale w końcu oryginalność od zawsze była w cenie.
Rozmarzyłem
się i zupełnie odleciałem wyobrażając sobie coraz bardziej wyrafinowane (a
zarazem diaboliczne!) sposoby korzystania z okularów, ale szybko zostałem
ściągnięty na ziemię - ściągnąć też musiałem z nosa magiczny rekwizyt by oddać
go właścicielowi (lekko już zaniepokojonemu wyrazem mojej twarzy). Spoglądając
po raz ostatni na trzymane w dłoniach technologiczne cacko pomyślałem, że
przypominający górski kryształ pryzmat projekcyjny musi być niezwykle kruchy.
O
kruchości zatem dalej słów kilka.
"Antykruche" Nassima Taleba (Antifragile. Things that
Gain from Disorder) to jedna z tych lektur, do których powraca się, jak do...
Zoo - miejsca, które choć samo w sobie niewiele się zmienia, to jednak za
każdym razem pozwala odkryć coś zupełnie nowego, fascynującego, dziwnego. Porównywanie książki do idei
zamkniętych za kratami może się wydawać nieco idiotyczne, ale cóż. Taleb pisze
w sposób perwersyjny i niejako sam interpretacje takie prowokuje. Jest awanturnikiem,
gawędziarzem, geniuszem i kpiarzem, który wystawiając na pokaz schwytane przez
siebie dziwolągi, zachęca jednocześnie, by prezentowane klatki otwierać i
wypuszczać chimery na wolność. Pewnie ma też sporą frajdę i satysfakcję, kiedy
sobie wyobraża jak nieszczęśnicy uwalniający jego znaleziska, muszą się z nimi
później użerać bezskutecznie próbując opanować rozbrykane kreatury.
Moją
chimerą stało się podejrzenie, że Taleb pisząc ta książkę stworzył przy okazji
nową i bardzo adekwatną teorię marki.
Zob. N. Taleb; Antifragile. Things that Gain from Disorder.
Wszystkie
cechy układów "antifragile" wydają się doskonale pasować do idealnej
marki stworzonej dla warunków współczesnej rzeczywistości. Jest to marka
pragmatyczna, oparta na kontakcie z rzeczywistością, a nie wydumanych teoriach
i modelach.
Marka,
która bardziej ceni praktyczne rozwiązania - nawet jeśli ich mechanizmy nie do
końca są zrozumiałe i wyjaśnione - niż cenione, poważane opinie ekspertów.
Marka
"antykrucha" jest odporna na
niepewności i chaos w otoczeniu. W zasadzie to właśnie dzięki niepewności
rośnie i umacnia się czerpiąc z niej energię rozwoju. Każdy "stresor"
(np. ataki konkurencji, fluktuacje koniunktury, chwilowy kryzys wizerunkowy),
wszelkie zjawiska pozornie niebezpieczne i szkodliwe sprawiają, że marka taka staje
się coraz silniejsza i lepiej dostosowana. Czerpie
więc korzyści z nieładu,
ulotności, upływu czasu, lubi odchylenia od normy i rozrzuty potencjalnych
stanów, które może przynieść przyszłość - dopóki te mogą się okazać dla niej
pożyteczne. Nie potrzebuje też tradycyjnych planów, przewidywania, forecastów -
umacnia ją to, co przypadkowe, niespodziewane i zaskakujące. Marka
"antykrucha" korzysta z
nadarzających się okazji wykorzystując natychmiastowo sprzyjające jej
okoliczności.
W
przeciwieństwie do marek "kruchych" czy "odpornych" marce
"antykruchej" nie zależy na
lojalności i trwałym przywiązaniu konsumentów. Zwłaszcza, że neurotyczni
konsumenci są dziś dużo bardziej kapryśni i zmienni w swoich nastrojach i
sympatiach. Marka "antykrucha" nie inwestuje więc w budowanie
długotrwałych relacji - uwodzi i przyciąga, by za chwilę tracić zainteresowanie
tymi, którzy skusili się na jej atrakcyjną obietnicę. Ma już kolejną - wcale
niekoniecznie przeznaczoną dla tych, którzy poprzednio ja pokochali i ulegli
fascynacji. Nie umizguje się również do tłumów, nie schlebia ich gustom i nie
stara się na siłę zaspokajać deklarowanych oczekiwań. Podąża za własną wizją nie przejmując się zanadto spodziewaną
reakcją odbiorców (vide stosunek Steva Jobsa do badań konsumenckich).
Marka
"antykrucha" uczy się poprzez
działanie, uwielbia też ryzyko i nieodłączne mu błędy (niewielkie) czy
drobne potknięcia. To dzięki nim doskonali mechanizmy obronne i adaptacyjne. Na
błędy może sobie pozwolić ponieważ nigdy "nie stawia wszystkiego na
jednego konia" - posiada wiele
warstw i niezależnych od siebie "suborganizmów" - nawet jeśli
jedne z nich ucierpią, ulegną zniszczeniu czy zniekształceniu, inne w tym
czasie zyskują, stają się również coraz sprytniejsze i bardziej elastyczne (mnogość
serwisów i rozwiązań beta testowanych przez Amazon czy Google). Dzięki temu
marki te nie są w żaden sposób uzależnione od wyłącznie jednego produktu,
rynku, czy segmentu konsumentów.
Marka
"antykrucha" nie obawia się o
utratę tradycyjnie rozumianej reputacji.
W jej wizerunek wpisana jest kontrowersja, pewna doza szaleństwa czy
niepokorności (Virgin, Apple, Ryanair, Bob Dylan). Marka
"antykrucha" zachęca również innych do przekraczania barier i
ograniczeń (Nike, Red Bull)
Wszystko
to sprawia, że konsumenci uwielbiają marki "antykruche" -
postrzegając je jako charyzmatyczne, dumne - pewne siebie, niezależne,
autonomiczne, oryginalne. Od takich marek nie oczekuje się ani poprawności, ani
przewidywalności. Oczekuje się jednak odwagi i podejmowania ryzyka -
balansowania na krawędzi, eksploracji nieznanego i związanych z tym zarówno
wzlotów jak i upadków (Polaroid?).
Marki
"antykruche" nabywają z czasem umiejętności
samoodnowy i ciągłego odświeżania własnej obietnicy (Disney, Lego, Ikea).
Dzięki nieustannej redefinicji potrafią utrzymywać odpowiednio wysoki poziom
wyróżnialności. Są też niezwykle wyczulone na sygnały zewnętrzne (trendy,
nastroje, mody) i w pełni wykorzystują feedback. Informacja zwrotna jest przez
nie traktowana ze szczególną uwagą - błyskawicznie
wyciągają wnioski z sukcesów i porażek i niemal automatycznie pozyskaną
naukę stosują w praktyce.
Przyszłość
należy do marek "antykruchych" - marek wizjonerskich, działających z
twórczym rozmachem, eksperymentujących, poszukujących nowych dróg i sposobów
działania (czasami więc błądzących). Są to marki - które podobnie jak ich
twórcy - realizują własną idee fix,
wiedzą doskonale czego chcą i pomimo płynnej zmienności posiadają silny
"kręgosłup moralny". Marki "antykruche" nie lubią
kompromisów - często wolą chwilowo stracić niż rezygnować ze swoich zasad. I
właśnie dlatego w dłuższym okresie zawsze okazują się zwycięskie.
Do marek
"antykruchych" idealnie pasuje używana przez Taleba metafora
mitycznej Hydry - w miejsce jednej odciętej głowy natychmiast wyrasta sześć
innych. I to jest chyba najprostsza metoda rozpoznawania czy mamy do czynienia
z marką "antykruchą".
Kiedy
widzimy jak jeden nietrafiony pomysł, czy porażka powoduje natychmiastowy
odruch tworzenia i wdrażania kilku zupełnie nowych idei, oznaczać to może, że
marka nabiera "antykruchości".
Uwaga:
może, ale nie musi.
Tak
na marginesie: gdyby ktoś uznał, że zabawa z odczytywaniem Taleba przez pryzmat
brandingu może być inspirująca, to zapraszam do włączenia się do niej i
dzielenia swoimi obserwacjami. Prośba o propozycje przykładów marek
odpowiadających poszczególnym obszarom "triady centralnej" na
zasadzie:
1.
Marki "kruche" ............
2.
Marki "odporne" ............
3. Marki
"antykruche" ............
Z
własnych wciąż nie do końca jestem zadowolony.

Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.

Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz