poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Po co miastu logotyp?



Od razu odpowiem, że nie mam zielonego pojęcia i nie znam żadnej sensownej odpowiedzi na powyższe pytanie. Odpowiedź znają jednak na pewno władze wielu polskich miast, wśród których zapanowała ostatnimi laty cicha i przedziwna rywalizacja o to, które z nich dorobi się piękniejszego (i mniej potrzebnego...) logotypu.


Prezentowane dumnie podczas konferencji prasowych wzory zwycięskich logotypów wybieranych w konkursach i przetargach, przez moment stają się prawdziwą dumą miejskich włodarzy. Ale tylko przez chwilę ponieważ już w chwili następnej pojawiają się kontrowersje i kąśliwości. Jednym dostaje się za nieczytelność, innym za prostactwo, jeszcze inni odpierają zarzuty krypto-promocji gejów lub satanistów. Niektórzy od razu składają broń i wycofują się rakiem z pomysłu modnego “obrandowania” swego grodu, inni po prostu logotypu nigdzie nie wykorzystują i kończy on żywot w internetowych archiwach newsów. Nie zraża to jednak kolejnych odważnych podejmujących szlachetny wysiłek wybrania jednej z licznych agencji reklamowych do stworzenia “nowego systemu identyfikacji wizualnej” dla celów promocyjnych danego miasta.


Logotypy często są łudząco do siebie podobne. Odnieść też można wrażenie, że wciąż główną (i jak się wydaje - niewyczerpalną) inspiracją jest dla nich stworzony przez Joan’a Miró w latach 80-tych (ubiegłego wieku) znak graficzny Hiszpanii. Pewna doza naiwności (naśladującej w zamierzeniu dziecięcą spontaniczność?), użycie mocnych, kontrastowych kolorów, “odręczne” napisy i stylizowane elementy symboliczne to składniki logotypicznej zupy. Warzy się z nich coraz nowe permutacje tego samego znaku zamieniając jedynie układ tęczowych barw i nazwę miasta.


Pieczęcie miejskie i herby przedstawiające godła właścicieli, mury, baszty czy świętych patronów są dziś jak się okazuje zbyt mało sexy - miasta koniecznie chcą się pieczętować abstrakcyjnych maziajem, którego ‘background’ i ‘semantyczno-pragmatyczną’ głębię wytłumaczyć należy gawiedzi używając pseudo-teoretycznego bełkotu marketingowo-propagandowej nowomowy.


Kluczowym zaklęciem jest MARKA - jeśli miasto chce być postrzegane jako silny brand, to musi posiadać oryginalny system identyfikacji wizualnej, którego kluczowym elementem jest właśnie logotyp i hasło promocyjne. Jest to rzecz jasna przeskalowane na miarę miejskich możliwości myślenie zaczerpnięte z tzw. ‘nation branding’ czyli ‘brandingu narodowego’ (napisało się o nim w tekście “Mucha i orzeł...”).


Chcąc traktować miasto jako byt marketingowy np. w klasycznym kotlerowskim ujęciu należałoby przede wszystkim skupić się na doskonaleniu tego, co jest odpowiednikiem “produktu” - np. budować żłobki i szkoły, remontować drogi, inwestować w oczyszczalnie ścieków czy planować obwodnice. Dużo trudniej znaleźć odpowiednik pozycjonowania cenowego - prosta decyzja: “czy miasto ma być postrzegane jako drogie czy tanie” nie wchodzi raczej w grę. Warto byłoby przecież np. sporo zarabiać na turystach (ale tak by ich nie wystraszyć drożyzną), przyciągając jednocześnie inwestorów np. tanimi cenami działek budowlanych. Z “dystrybucją” robi się już zupełny galimatias. Oczywiście ideałem (z perspektywy mieszkańców stolicy) byłoby np. przeniesienie Zakopanego w okolice Helu, i umieszczenie takiego tworu np. w Jankach. Z przyczyn logistycznych zabiegi takie nie są jednak możliwe. Pozostaje poprawa infrastruktury i dostępności drogami: lądową, powietrzną tudzież wodną, ewentualnie poprawa ‘dostępności’ danego miesjca np. w internecie.


Promocja (w tym identyfikacja i inne logotypy) nie wymaga takich wysiłków, stąd wychodzi najłatwiej. Łatwość tych efektów gołym okiem widać coraz wyraźniej.


Tak na marginesie: kopiowanie rozwiązań sprawdzonych (czasem) w marketingu korporacyjnym i stosowanie ich w odniesieniu do miast samo w sobie nie jest praktyką naganną. Zadziwia jedynie bezrefleksyjność w przenoszeniu takich wzorców. Ale o zadziwieniu więcej innym razem...





Creative Commons License
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.

2 komentarze:

  1. A gdyby tak rzecz ująć następująco: miasto jako marka ma produktów wiele. Np. Gdańsk ma Jarmark Dominikański, Starówkę, Stocznię itd. które same w sobie są produktami i jako takie mogą być potraktowane według reguł marketingowych. Łatwiej taki produkt udoskonalić, spozycjonować i dystrybuować.

    Oczywiście nieodłącznym (i bardziej "kłopotliwym") produktem miasta są też jego mieszkańcy i Ci dość trudno poddają się regułom klasycznego marketingu ;) Na całe szczęście :)

    A tak na marginesie... (przepraszam za pożyczenie - już oddaję) piękne logotypy! Może ja też jakiś przygotuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. to na pewno dużo zdrowsze podejście, podobnie jak komunikacja jednego wybranego aspektu - np. walorów turystycznych.
    Logotypami częstuj się proszę do woli - nie moje, a naprodukowano ich multum:-)
    smacznego! :-)
    ms

    OdpowiedzUsuń

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: