środa, 13 maja 2009

De Vito i totalizator bankowy, czyli: niech żyje bal!

Motto:
...i tylko ponad ziemią unosił się opar toksycznych aktywów.”
autor nieznany


Totalizator Sportowy, którego właściwą domeną działania są gry liczbowe i loterie pieniężne doczekał się poważnej konkurencji. I to nie kasyna czy zakłady bukmacherskie stały się konkurencją totalizatora (Polacy nie lubią zbyt dużego ryzyka), ale poważne banki.

Jeden z największych rzucił rękawicę dotychczasowemu liderowi i urządził taką loterię, jakiej jeszcze świat usług finansowych nie oglądał. W telewizji zachęca do niej sympatyczny aktor kojarzący się z odtwarzanymi humorystycznymi postaciami gangsterskiego półświatka (i nie tylko). Klimat zatem dobrany idealnie: jest hazard, jest ryzyko, jest przygoda.

Danny De Vito zna się również na finansach, o czym najlepiej świadczy ta wypowiedź:



Po emisjach spotów zachęcających graczy do zakupu losów (czyli zakładania lokat) okazało się, że wciąż nikt nie trafił szóstki. Ogłoszono więc Wielką Kumulację: do łatwego wzięcia 1 333 000 zł! I tak jak w przypadku Dużego Lotka bardzo mała bariera wejścia – wystarczy tylko założyć lokatę.

Przykład powyższy jest doskonałą ilustracją tego, jak błyskawicznie banki wyciągają wnioski z finansowego kryzysu. Skoro coś w gospodarce tąpnęło, to przecież nie czas na łzy. Trzeba po raz ostatni zaszaleć na całego – kto wie, co przyniesie jutro (nawet światowej klasy ekonomiści ostatnio już przyznają, że sami też nie wiedzą)?

Co prawda nie wszystkie banki wykazują taką ułańską fantazję. Są np. takie, które postawiły na promowanie polskiego szkolnictwa wyższego – stetryczali rektorzy i profesorowie odziani w gronostaje próbują sobie w spocie przypomnieć jak się odmienia czasownik „oszczędzać”.

Doskonała metafora stanu polskiego szkolnictwa wyższego (w tym prywatnego). Idealne skwitowanie naszego dorobku naukowego - jak wiemy Polska słynie z ilości cytowań prac naukowych, nie wspominając o doskonałej kondycji finansowej młodych doktorantów, czy badaczy, którzy wprost palą się, by po skończeniu uczelni podjąć pracę w jakże sprzyjającym ich wysiłkom środowisku….

Inny bank sięgając po kody laseczek i meloników, lotów balonem i podróży dookoła świata kojąco przenosi nas w bajkowy świat wyidealizowanych przepływów pieniężnych. Miłe dla oka i jakże nostalgiczne.

Jeszcze inny reklamuje taki-sobie film pt. „Slumdog” (a przy okazji turniej Milionerzy – a może odwrotnie?). Nieco ryzykowne. Pamiętając zwłaszcza w co się wpakował bohater filmu i jak został potraktowany przez indyjską policję za to, że znał zbyt dużo właściwych odpowiedzi …

Jaki z tego morał mamy? Otóż, jak zwykle żaden, bo banki nie są od moralizowania, tylko jak mężczyźni – od zarabiania.

A gospodarka, jak fortuna kołem się toczy. Po fali agresywnej akwizycji pożyczkobiorców, nastąpił zwrot w stronę budowania w narodzie poczucia gospodarności i oszczędności.

„Oszczędzają bogaci, nam też się opłaci” – to zapamiętałem z plakatu w podstawówce. Wtedy nie bardzo rozumiałem o co chodzi, dziś dzięki edukacyjnej misji banków zaczynam pojmować.

Nie śmiem oczywiście pytać skąd banki biorą pieniądze na wypłatę 1 333 000 zł jako nagrody w loterii liczbowo-lokatowej. Jest to prawdopodobnie bankową (więc ściśle strzeżoną) tajemnicą lub… kosztem marketingowym.
Można się jednak zastanowić – na przykładzie loterii kontrolowanych przez Państwowy Monopol Loteryjny (jak to pięknie brzmi!) – na czym zarabia ten, który loterię organizuje? No bo założyć chyba trzeba, że zarabia?

Ilu tzw. frajerów (czytaj „graczy”) musi kupić los, by po odjęciu kosztów całej akcji i własnego (zakładam, że godziwego) zysku wypłacić jeszcze te cholerne wygrane – w dodatku skumulowane w kolejnych losowaniach?

Hazard cieszy się w naszym kraju coraz większą popularnością – automaty do gier wracają na scenę w wielkim stylu. My Polacy wierzymy przecież w Opatrzność i sytuacja, w której niewiele ryzykując, wiele można zyskać jest naszym ulubionym paradygmatem szczęścia. Jak to ładnie określił Leszek Kołakowski „…jeśli nieoczekiwanie wydarzy mi się coś pomyślnego, bez żadnych szczególnych zasług, którymi mógłbym się w sposób widoczny do tego przyczynić, to może to być zachęta, albo po prostu wspaniałomyślny gest Opatrzności”

A czy można nie wierzyć w Opatrzność? Raczej nie wypada. Zamiast więc do czegokolwiek przyczyniać się w sposób widoczny zagrajmy na wielkiej życiowej loterii – załóżmy lokatę! Kolejne generacje polskich konsumentów na pewno będą coraz bardziej oszczędne i finansowo uświadomione. Jak to ładnie wyraziła A. Osiecka: „Niech żyje bal…”

Tak na marginesie: biorąc udział w loterii zawsze też warto pamiętać o słowach Epikura: „Bogactwo nie jest ulgą w kłopotach, jest tylko zmianą kłopotów”.
Kłopoty zawsze kuszą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: