niedziela, 9 sierpnia 2009

Czy w Polsce nigdy nie będzie lepiej?

Niecierpliwym od razu odpowiadam: niestety wiele wskazuje na to, że raczej nie będzie. Jako Polacy jesteśmy „narodem wybranym” nie tylko pod względem roli, jaką odgrywamy w dziejach ludzkości i naszej „misji” – istnieje wiele przesłanek by stwierdzić, że reprezentujemy również unikalny typ psychofizyczny. Bo jak inaczej wytłumaczyć tą niezaprzeczalną i niezmienną w czasie charakterystyczną dla nas narodową głupotę?

Dla bardziej cierpliwych zacznę od początku.
Ponieważ sezon ogórkowy w pełni, po raz n-ty wypłyną temat promowania marki Polska. Znowu rozpoczęły się apele, wezwania i debaty mające na celu ostateczne rozwiązanie problemu spójnej strategii promowania marki naszej Ojczyzny. Liczba instytucji zajmujących się tym palącym problemem rośnie w postępie geometrycznym i od dawna już nie ma mądrego, który władny byłby bałagan ten uporządkować. Warto jednak wrócić do kwestii podstawowej – co my tak naprawdę chcielibyśmy promować?

Pomijając walory naturalne (trudno zaprzeczyć głębi Morskiego Oka, dostojności spacerujących po puszczach Żubrów czy chłodnemu urokowi jaskini Raj) pozostaje kwestia naszych unikalnych cech narodowych, które stanowią o naszej polskiej kulturze. Co w tym przypadku moglibyśmy promować (poprzez jedno logo, hasło i wielość kampanii)?

Poniżej krótkie zestawienie, tego co w nas unikalne i co warte jest promocji, jako to co najbardziej oryginalne, a tym samym stanowić mogłoby turystyczno – biznesowy magnes przyciągający euro, jeny i dolary:

- skrajny indywidualizm, czyli skłonność do ciągnięcia w swoją stronę, wiecznych kłótni, sporów i nie konstruktywnych dysput
- fanatyczne przywiązanie do wolności, które łatwo przechodzi w sobiepaństwo i anarchię
- arogancja i niechęć wobec obcych, uboższych i ogólnie „innych”
- brak tolerancji dla tego, co obce - tępienie nowych myśli i idei
- zacietrzewienie, przewaga emocji, nagłych porywów duszy i nastrojów nad rozsądkiem, namysłem i racjonalnością
- powierzchowność, płytkość, nijakość i mętność jako powszechna postawa podchodzenia do problemu
- małość charakteru – brak konsekwencji czy dyscypliny
- skłonność do zachowań amoralnych - korupcji, pijaństwa, bijatyk i pyskówek
- brak szacunku wobec władzy, porządku publicznego, przepisów, prawa
- brak etosu pracy, wybór drogi na skróty, cwaniactwo, kombinatorstwo, brak świadomości gospodarczej, niezrozumienie dla gospodarności
- niezdolność wykorzystywania zwycięstw, brak ciągłości wysiłku umysłowego
- nieudolność przy braku akceptacji dla cudzego sukcesu, zawiść
- odrzucanie i niechęć wobec autorytetów (naukowych, moralnych, politycznych)
- irracjonalność, mistycyzm, wiara w cuda, zabobony i wróżby, zdawanie się na „Opatrzność”, postawa „jakoś to będzie”

Powyższy (wciąż niepełny...) unikalny zestaw naszych cudownych cech narodowych skutkuje na co dzień fenomenami rzeczywistości społeczno-kulturowej, z którą mamy nie-przyjemność obcować. Jej przejawy to ewenementy w rodzaju:

- budowanie zbyt niskich wiaduktów, pod którymi klinują się wyższe pojazdy
- bałagan, chaos i śmietnik w przestrzeni publicznej (od psich kup, po billboardy)
- wszechobecna korupcja, kumoterstwo, nepotyzm, układy i niejasne machlojki w niemal wszystkich państwowych urzędach i na niemal wszystkich posadach państwowych
- wybór polityków, którzy mają wrodzony talent do nieustannego kompromitowania siebie i swojego kraju
- patologiczne wiara w sympatię USA (udział w cudzych wojnach, kupowanie latającego złomu, a wszystko bez względu na "polish jokes")
- brak nie tylko autostrad, ale choćby przyzwoitych dróg, ozdabianie zaś istniejących przydrożnymi cmentarzami ofiar kierowców – alkoholików
- swego czasu, chęć wybrania sobie na prezydenta nikomu nie znanego pana Tymińskiego
- prowizorka i partanina jako standard wykonawczy – w zasadzie dotyczy wszystkiego...

Obserwując rzeczywistość – i tą za oknem i tą w telewizyjnym okienku czy jakimkolwiek innym medium nie sposób zaprzeczyć, że jako naród reprezentujemy dosyć spójną osobowość – wystawieni na pewne bodźce (wewnętrzne i zewnętrzne) zachowujemy się dosyć przewidywalnie, w sposób określony. Patrząc wstecz – na naszą piękną historię wydaje się nawet, że inaczej zachowywać się nie potrafimy. Można więc – przynajmniej w naszym przypadku - przyjąć tezę o istnieniu czegoś takiego jak „narodowy charakter”. Byłaby nim pewna w miarę stała struktura postaw i zachowań wynikających ze wspólnie podzielanych wartości, przekonań, pewnego wzoru osobowego wspólnego większości jednostek stanowiących dane społeczeństwo. Charakter taki, „duch narodu”, powiązany być chyba powinien z cechami psychofizycznymi, jeśli założyć, że pewne skłonności czy odruchy wynikają nie tylko z działania świadomości, ale też w dużej mierze np. z reakcji organizmu, a idąc dalej np. z uwarunkowań genetycznych.



„Charakter narodowy” to pojęcie wysoce dyskusyjne (i kontrowersyjne) choć zdaniem wielu badaczy (np. antropologów, etnologów czy psychiatrów) z biologicznego punktu widzenia jak najbardziej możliwe. Cechy wrodzone i nabyte warunkowane byłyby w konkretnym narodzie zgodnie z adaptacją do środowiska – z jednej strony kulturowego, społecznego i ekonomicznego, z drugiej zaś klimatycznego, geograficznego – szerzej: biologicznego.

Edmund Lewandowski analizując fenomen specyfiki polskiego charakteru narodowego przytacza wiele interesujących badań, z których wynikałoby, że nasza narodowa durnowatość wynika nie tylko z niefortunnego położenia geopolitycznego, ale też ze zwykłej geografii. Oto np. fakt, że mieszkamy na wschód od Łaby ma klimatycznie duże znaczenie – Łaba przez ok. 1,5 tys. lat stanowiła przecież granicę cywilizacyjno-kulturową oddzielając Słowian od ludów germańskich, a później stanowiąc granicę tzw. dualizmu gospodarczego w Europie. Zdaniem J. Robertsa Łabę można traktować jako granicę wschodniej i zachodniej części Wielkiej Niziny Europejskiej.

Wykreśliwszy odcinek od ujścia Łaby do północnego krańca Adriatyku, otrzymalibyśmy linię podziału Europy na dwie części, których dzieje toczyły się często odmiennymi drogami. Moglibyśmy powiedzieć, że linia ta pokrywa się z grubsza z zerową izotermą stycznia, a więc przebiega przez tereny, na których średnia temperatura tego najchłodniejszego miesiąca wynosi 0’ Celsjusza. Zachód kontynentu, dzięki oddziaływaniu ciepłego prądu morskiego Golfsztromu, ma łagodniejszy klimat niż wschód, owiewany zimnymi wiatrami z Arktyki i wnętrza Azji.”[1]

Faktycznie zarówno dla Napoleona, jak i Hitlera hamulcem wschodniej ekspansji okazał się w dużej mierze klimat, do którego mieszkańcy Europy zachodniej nie są zaadoptowani w tej mierze co Rosjanie czy właśnie Polacy.

Położenie klimatyczne to również odmienność diety. O ile na zachodzie popularna była pszenica, na naszych terenach preferowano odporne na niskie temperatury żyto. Polska była przez wieki „spichlerzem Europy” i w zasadzie jedynie tylko spichlerzem. Równolegle do umacniania się dominującego u nas systemu feudalnego i niewolniczego wykorzystywania chłopów pańszczyźnianych, na Zachodzie rozwijały się miasta i kultura mieszczańska, a następnie cywilizacja przemysłowo-kapitalistyczna. Dokładając do czynnika geograficznego pewne skutki społeczne – np. wynikającą z miejsca szlachty w społeczeństwie późniejszą dewocję i intelektualną „sarmacką” zapaść – skutek kontrreformacji (postęp dziwnym trafem rozwijał się głównie tam, gdzie protestantyzm) otrzymujemy idealne środowisko dla rozwoju swoistego typu psychofizycznego, który adaptując się do wybitnie nieprzyjaznych warunków kształci pewne cechy niezbędne dla przetrwania.

Dziś temat ten wydaje się mało popularny – antropologia fizyczna i badania regularności w wyodrębnionych klasach konstytucji psychofizycznych zostały skompromitowane wraz z pojawieniem się ideologii rasistowskich. Odkładając jednak na bok intelektualne tabu i skrajnie przesadną poprawność polityczną można chyba (mam nadzieję, że wciąż legalnie?) zastanowić się czy jako Polacy nie jesteśmy takimi odmieńcami właśnie dlatego, że wzorzec naszego zbiorowego charakteru jest uwarunkowany biologicznie?

Kretschmer podzielił ludzkość na dwa różne typy pod względem konstytucjonalno-psychicznym:
- grupa cyklotymiczna – bliska piknikom; obejmuje rasy śródziemnomorskie, alpejskie, częściowo także dynarskie
- grupa schizotymiczna – typy leptosomatyczne i dysplastyczne; obejmuje narody północne, bałtyckie, nordyckie, częściowo dynarskie i śródziemnomorskie, przednio-azjatyckie i turańskie
Klasyfikację powyższą uzupełnił później o grupę o charakterze wiskoznym. Grupa wiskoznych, w której znaleźliby się m. in. muskularni atleci odznaczałaby się charakterem lepkim, ceregielnym i eksplozywnym.

Zdaniem polskiego psychiatry, profesora Eugeniusza Brzezickiego klasyfikację tą należało poszerzyć o jeszcze jeden typ, którego wielu przedstawicieli znajdziemy wśród Polaków. Jest to typ skirtotymiczny (gr. skirtao = skaczę, tańczę + thymos = duch, temperament). Typ bardzo wyrazisty, u którego uczucia są jak słomiany ogień – równie szybko strzelający w górę, jak gasnący, przedstawiciele tego typu potrafią zmieniać nastrój podstawowy jak rękawiczkę. Jak zauważa Brzezicki:
Ponieważ typ ten odróżnia się skaczącym nastrojem podstawowym, nazwałem go typem skirtotymicznym. Skirtotymik jest wybitnym fantastą, buja ‘wysoko w chmurach’ (...)
Osobiście przypuszczam, że typ skirtotymiczny zaciążył silnie nad życiem społeczeństwa polskiego, tak w czasach upadku narodu jak i dzisiaj: moim bowiem zdaniem zdeterminował on nasz charakter narodowy
”. [2]

Typ skirotymiczny zdaniem Brzezickiego praktycznie nie posiada moralnego kręgosłupa, wciąż oscyluje w swoich nastrojach, których dużej zmienności towarzyszy niezmienny egocentryzm. Typ ten uwielbia również teatralność – gra, którą prezentuje skirtotymik wymaga forum, uwagi widzów. Osobnik taki najczęściej wciąż stara się jak najlepiej wypaść w oczach cudzych i własnych choć gra służyć może zarówno wywyższeniu się za wszelką cenę, jak i... samo poniżeniu. Uwielbia zatem scenę – potrzebuję jej i stara się każdą sytuację w scenę przemienić – może to być ulica, kawiarnia, scena walki.
Skirtotymicy choć bywają zdolni, to nie towarzyszy temu pracowitość ani produktywność, są to osobnicy kapryśni i zmienni, do większości spraw podchodzący powierzchownie. Cechuje ich również niedbalstwo, lekkomyślność i brak poczucia obowiązku.
U osobników tego typu poczucie cudzej własności jest słabo zakorzenione – potrafią łatwo się rozgrzeszyć sięgając po cudze lub je niszcząc.

Wspomniany, „słomiany ogień uczuć” idzie u skirtotymików w parze z „miękkością i rozklejalnością” w życiu normalnym oraz „wytrwałością i zwartością w okresie większych nieszczęść i kataklizmów”.

Skirtotymicy są często sentymentalni, odznaczają się romantyzmem, brakiem poczucia rzeczywistości i tym, co nazywamy miękkim i dobrym sercem. Są wobec tego bardzo miłosierni, gościnni i łatwo wczuwają się w sytuację drugich. Wiadomo jednak, że to dobre serce może się u nich nagle przeistoczyć w nienawistną mściwość. Ich wahadło psychiczne oscyluje wtedy gwałtowanie w przeciwnym kierunku. Nienawiść, mściwość, gniew i złość skirtotymika należy jednak raczej do typu słomianych ogni (...)
Do wiary i religii ustosunkowują się te typy zupełnie fantastycznie, a raczej powierzchownie, z dużą komponentą wiary w zabobon, w cuda i rzeczy nadprzyrodzone. Skirtotymicy wolą taką wiarę religijną, w której aparat kościelny jest nastawiony raczej na przepych i piękne ceremonie. Dlatego narody o dużym odsetku skirtotymików będą raczej wyznawać wiarę, w której cuda i majestat nabożeństw gra wybitną rolę.
” [3]

Polacy idealnie wpasowują się w opisany przez Brzezickiego, charakteryzujący się „grą z gestem” i „słomianym ogniem” typ skirtotymiczny. Jak zauważa psychiatra, psychopatycznym zaostrzeniem takiego typu „...byłby skirtotoid, pojęcie równoznaczne z genetycznie uwarunkowanym charakterem histerycznym.” [4]

Wszystkie cechy typu skirtotymicznego dokładnie również były opisane w literaturze – zarówno tej tworzonej „ku pokrzepieniu serc” (np. Sienkiewicz, Żeromski) jak i tej na wskroś krytykującej nasze cechy narodowe (np. Witkacy, Gombrowicz). Nawet czytając dokumenty historyczne (np. „Opis obyczajów...” Jędrzeja Kitowicza) trudno zaprzeczyć zadziwiającej spójności i konsekwencji w przejawach naszej narodowej głupoty.

Heroiczno-samobójcze zrywy, skrajności w rodzaju „triumf albo zgon”, warcholstwo, kult niekompetencji, przesadna dbałość o wygląd na zewnątrz („jak cię widzą, tak cię piszą”), brak wytrwałości, rzetelności, pracowitości czy karności społecznej, brak solidarności na co dzień – jednoczenie się jedynie podczas krańcowych zagrożeń – wszystkie te cechy są raczej trudne do wyuczenia i nie jest chyba tak, że nabywamy je w procesie socjalizacji? Jeśli jednak w dużej mierze są to nasze cechy wrodzone, cechy, z którymi przychodzimy na świat, cechy wyssane z mlekiem „matki Polki”, to diagnoza co do naszej ogólnej kondycji jako narodu i prognoza na przyszłość musiała by brzmieć niezwykle pesymistycznie.

Tak na marginesie: wracając do tematu promocji Polski – gdyby powyższe okazało się (w co rzecz jasna nie wierzę) choć po części prawdziwe, kolejna akcja promocji Polski będzie wyglądała następująco:

- stworzone zostanie kolejne 10 różnych strategii i koncepcji oraz następne 30 wersji logotypu
- instytucje zajmujące się tematem zamiast współdziałać będą się kłócić, obrzucać oszczerstwami i nadal dzielić
- wszystkie akcje rozpoczynać się będą szumną zapowiedzią i mnóstwem gadaniny, a kończyć żenującymi produktami, za które wszystkim przyjdzie się wstydzić
- w sytuacji wymuszonej (np. zbliżające się Euro, lub niespodziewana duża dotacja) znajdzie się w końcu typ „Piłsudskiego” lub „Owsiaka”, który na chwilę wszystkich zjednoczy
- ... ale tylko na chwilę...


[1] Edmund Lewandowski, „Charakter narodowy Polaków i innych”, Wyd. II, Wyd. Muza, 2008, s. 105

[2,3,4] Eugeniusz Brzezicki, „Typy ludzi w Polsce pod względem psychofizycznym i ich reakcje duchowe”, Czytelnik, Odbitka z miesięcznika „problemy”,, Nr 9 (10), W-w, 1946

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: