niedziela, 23 listopada 2014

Morrissey znowu w Polsce - dwuaktówka.

Obydwa koncerty – zarówno ten feralny w warszawskiej Stodole (19.11.14), jak i ten w krakowskim (czy też nowohuckim) Teatrze Łaźnia Nowa (21.11.14) nie były poprzedzane występem supportującego zespołu tylko projekcją półgodzinnego filmu. Film ten to moim zdaniem swoista kontynuacja projektu ‘Under the Influence’ – Morrissey w humorystyczno-nostalgiczny sposób przywołuje tu lub cytuje artystów i dzieła, które ukształtowały jego wrażliwość artystyczną oraz styl wokalny i sceniczny. Tak jakby mówił: „To kim jestem i to co robię nie jest wyłącznie moją indywidulaną kreacją czy zasługą. Stoję przecież na barkach olbrzymów. Ale ja i tak jestem większy...”.

Jest w tej egotycznej autointerpetacji pewna przewrotność (a nawet perwersja) obecna zresztą w jego twórczości od samego początku. Światem Morrisseya jest on sam i jest to świat na tyle bogaty, że nie domaga się dopełnienia. Poetyckie teksty piosenek powstałych w najlepszym okresie The Smiths, czy w pierwszej fazie solowych dokonań nawiązują często albo do dziecięcej traumy związanej np. ze szkołą czy jakimś makabrycznym wydarzeniem opisywanym w lokalnej prasie, albo np. do próby współodczuwania z niedocenianymi aktorami telewizyjnych seriali czy sitcomów. Moz jest konsekwentny w swojej autoanalizie – postrzeganej czasem jako niemal patologiczny narcyzm. W tym sensie wciąż pisze on własną wersję  „Portretu Doriana Graya” – bo właśnie Oscar Wilde to jeden z tych twórców literackich, którzy wywarli na niego największy wpływ.

W filmie są zarówno teledyski, jak i recytacja poezji, fragmenty starych filmów, skeczy i kabaretowych występów. Można tu więc obejrzeć fragment jednego z wczesnych występów The Ramones (Morrissey w tym roku zaangażował się w wydanie kompilacji utworów grupy), teledysk ‘Seven DeadlyFinns’ (1974), w którym Brian Eno charakterystycznie jodłuje pod koniec utworu (por. ze słynną, irytującą dla wielu manierą wokalną Moza), ‘Yesterday Man’ Chris’a Andrews’a (1967), balladę Gordona Lightfoota pt. ‘I’m Not Sayin’’w wykonaniu Nico z 1965 (występowała później m. in z The Velvet Underground), uchodzącej za muzę wielu rockmanów, czy fragment występu punkowego Penetration – utwór ‘Don’t Dictate’, zarejestrowany w manchesterskim The Electric Circus (1977). W zestawie nie mogło też zabraknąć młodzieńczej fascynacji Morrisseya czyli The New York Dolls.

Jest tu również kolaż zdjęć z podkładem piosenki ‘Ding-Dong! The Witch Is Dead’ z filmu „Czarnoksiężnik z krainy Oz” (wersja z 1939). Wiosną 2013 r. piosenka ta niespodziewanie powróciła i błyskawicznie wspięła się na drugie miejsce zestawienia UK Sigles Chart co wywołało wiele kontrowersji – BBC nie chciało odtwarzać tej miniatury. Powodem zamieszania był kontekst – głosujący na utwór chcieli w ten sposób „uczcić” śmierć Margaret Thatcher (zmarła w kwietniu 2013). Morrissey w ‘Margaret on the Guillotune’ (Viva Hate, 1988) śpiewał: „The kind people / Have a wonderful dream / Margaret on the guillotine / Because people like you / Make me feel so tired / When will you die?”.

Pojawia się także Charles Aznavour brawurowo wykonujący ‘Emmenez-moi’ (1967). Oglądając ten fragment miałem nieodparte wrażenie, że same gesty – ekspresyjne wyrzucanie ramion, rozedrgana dłoń nad głową czy sposób traktowania mikrofonu przez Aznavour’a bardzo przypominają to, co skrępowany i mocno jeszcze niepewny Morrissey próbuje robić na scenie w początkach swojej kariery (np. występ zarejestrowany w manchesterskim klubie Hacienda, 1983).
Na jednym z materiałów obejrzeć można zarejestrowany w 1972 r. w londyńskim pubie The Black Cap występ performera Rex’a Jameson’a wcielającego się w postać drag-queen - Mrs Shufflewick – kreacja ta, to wg Morrisseya jedna z najzabawniejszych rzeczy jaka powstała w Wielkiej Brytanii...
Jest też łamiąca wiele kulturowych i obyczajowych tabu amerykańska poetka - AnneSexton (1928-1974) czytająca swoje wiersze (‘Wanting To Die'), których pisanie zgodnie z zaleceniem jej lekarza miało być terapią na depresję, z którą zmagała się przez całe życie. Terapia, jak się okazało średnio skuteczna - Sexton popełniła w końcu samobójstwo. Deklamowane przez nią jednostajnie frazy przypominają rytmikę i nastrój wielu tekstów – szczególnie tych z pierwszych dwóch płyt The Smiths.
„ (…) Balanced there, suicides sometimes meet,
raging at the fruit a pumped-up moon,
leaving the bread they mistook for a kiss,
leaving the page of the book carelessly open,
something unsaid, the phone off the hook
and the love whatever it was, an infection”.

Większość filmowych materiałów pochodzi z okresu kiedy Morrissey przestawał już być niewinnym chłopcem i stawał się coraz bardziej skomplikowanym nastolatkiem.
Patrząc na te wszystkie obrazy można się zanurzyć w nieco sentymentalną i ckliwą ale magnetycznie wciągającą podróż do krainy jego kształtującej się wyobraźni. Zaproszenie jest szczere i sądząc po reakcji publiczności wszyscy z niego chętnie skorzystali.

Największe poruszenie następuje pod koniec projekcji kiedy pojawia się filmowa ilustracja do pochodzącego z najnowszego albumu utworu ‘Bullfighter Dies’. Publiczność mocno się ożywia. Kiedy ciała powalonych matadorów miażdżą ciężkie kopyta a rogi poranionych byków wbijają się w ich gardła i brzuchy rozlegają się spontaniczne brawa i okrzyki – w końcu „…nobody cries, because we all want the bull to survive”.

Filmy kończą się, płachta białego ekranu opada, gasną światła i w zupełnych ciemnościach rozlegają się patetyczne akordy „Waward Sisters” (orszak czarownic) z ‘Dydony i Eneasza’ Henry’ego Purcella w wykonaniu Klausa Nomi. Motyw intrygujący ponieważ może się np. kojarzyć np. z ‘Shakespeare's Sister’ (Louder Than Bombs; The Smiths, 1987). Już po śmierci Szekspira ponoć dzięki tej właśnie arii powstała nowa tradycja, by role czarownic na scenie odgrywali mężczyźni (czyżby nawiązanie do groteskowej niby-androgynicznej figury, którą Morrissey wykreował na własny użytek?).

Inna rzecz, że czarownice w ‘Makbecie’ spotykają się na wrzosowiskach – te zaś są kluczową scenerią w opisującym parę bestialskich dzieciobójców ‘Suffer Little Children’ (album debiutancki The Smiths, 1984): „Over the moor, take me to the moor. Dig a shallow grave and I'll lay me down…”
Napięcie na sali rośnie, w głębi sceny widać już jakiś ruch, któremu towarzyszy operowe brzmienie i kolejne wersy libretto:
Wayward sisters, you that fright
the lonely traveller by night,
Who, like dismal ravens crying,
beat the windows of the dying.
Appear! Appear at my call, and share in the fame.
Of a mischief shall make all Carthage flame.
APPEAR!

Wraz z ostatnim „Appear” światło wydobywa z mroku postać Artysty.
I rozpoczyna się misterium – albo coś w tym stylu… 

Nie wiem czy takie właśnie było zamierzenie, ale cały ten wstęp, zabawa konwencjami i symboliką wyglądały na przemyślaną całość, która stanowić miała integralny element występu. Nawiązania te mogły podkreślać autoironiczny i zarazem obsesyjny stosunek Morrisseya do własnego wizerunku jako scenicznej diwy, która świadoma swej wielkości i geniuszu jest przy tym zupełnie niezrozumiana i dramatycznie samotna w obliczu tłumu. Romantyczna nadwrażliwość i neurotyczność zostały tu najpierw przybliżone i oswojone by kreowany później reżyserowany dystans i status Gwiazdy stały się ewidentne. Gra doskonała.

Zestaw zagrany w Warszawie to:
The Queen Is Dead, Speedway, Suedehead, I’m Throwing My Arms Around Paris, World Peace Is None Of Your Business, Staircase At The University.

Z kolei program wykonany w Krakowie wyglądał następująco:
The Queen Is Dead, Suedehead, Certain People I Know, Istanbul, The Bullfigter Dies, Kiss Me a Lot, Kick The Bride Down The Aisle, How Soon Is Now, I’m Throwing My Arms Around Paris, World Peace Is None Of Your Business, One Of Our Own, Neal Cassady (Drops Dead), Meat Is Murder, Yes, I Am Blind, Staircase At The University, I’m Not A Man, Speedway.
Bisami w Krakowie były: Asleep oraz Everyday Is Like Sunday.

Występ krakowski był zdecydowanie lepszy jeśli chodzi o wykonanie - nawet te kilka utworów zagranych w Stodole daje jakieś wyobrażenie, jak mógłby brzmieć cały koncert. Morrissey w Krakowie był w znacznie lepszej formie wokalnej – np. ‘Asleep’ zabrzmiało niemal tak dobrze jak wersja studyjna sprzed lat. Nie mówiąc już o tym, że w jednym z utworów Mozz – jak za starych dobrych czasów - wykonywał nawet akompaniament na marakasach…

Cały koncert wzbogacony był o formę wizualną – poza wyświetlanymi nad głowami muzyków fragmentami filmów i fotosami (zdjęcia z okładek płyt, postaci aktorów – m. in. Bruce Lee na tle wazonu z kwiatami) stworzono ciekawą aranżację świetlną. Znakomicie wykonany ‘How Soon Is Now’ zakończył się żywiołowym solo na perkusji, która rozbłyskiwała dzięki ledowemu oświetleniu bębnów zsynchronizowanemu z grą reflektorów.

Już pierwszy obraz, który się pojawił podczas ‘The Queen Is Dead’ (Kraków) miał nieco dwuznaczny charakter. Morrissey wskazując za siebie na karykaturę Królowej rzucił coś w rodzaju ‘Get behind me Satan’ co mogło odnosić się zarówno do prezentowanej postaci jak i stanowić jedyny komentarz do incydentu w Stodole.

Muzycy na warszawskiej scenie ubrani byli niczym drużyna futbolowa – w białe koszulki z czerwonym pasem i orłem na lewej piersi, a Morrissey w luźnych sportowych spodniach chciał być może skomentować nasze ostatnie wyczyny w tej dziedzinie (nie zakładam raczej, że komentował dresiarski styl niedzielnej elegancji macho z nad Wisły). Po prawej stronie od sceny stała niewielka grupa fanów z UK (ktoś tu też machał szkocką flagą) i to właśnie z tej strony poleciały teksty m. in. na temat Old Trafford – miejsca, gdzie znajduje się historyczny stadion Manchester United.

Morrissey spędził w tej okolicy dzieciństwo (dom na Kings Road) więc być może właśnie ten „kibicowski” komentarz poruszył jakąś czułą strunę? Ale nie chodziło raczej sportowe emocje – Morrissey wobec tej dyscypliny wydaje się być raczej  pozytywnie obojętny (choć istnieje wiele spekulacji na temat tego komu naprawdę kibicuje – pojawiają się tu zarówno Manchester United jak i londyńskie Chelsea czy Arsenal) – wydaje się, że większe emocje budzi w nim boks czy wyścigi żużlowe.

Inne „futbolowe” odniesienie – tym razem osadzone w kontekście „szowinistycznym” odnaleźć można na albumie ‘Your Arsenal’ (1992) w piosence pt. ‘We’ll Let youknow’, której słowa nawiązywać miałyby do okrzyków „kibców-huliganów” drużyny Arsenal. Tekst utworu wywołał wiele kontrowersji – media zaczęły Mozowi zarzucać obronę chuligańskiego nacjonalizmu, a nawet popieranie skinheadów (!).
We may seem cold, or
We may even be
The most depressing people you’ve ever known
At heart, what’s left, we sadly know
That we are the last truly British people you’ll ever know
We are the last truly British people you will ever know

Jest jeszcze inny trop. Drugą stronę wydanego w 2004 r. singla ‘Irish Blood, English Heart’ (album You Are The Querry) stanowi utwór ‘Munich Air disaster 1958’. Piosenka poświęcona jest tragedii, która wydarzyła się w lutym 1958 r. kiedy to piłkarze Manchester United wracali z meczu o Puchar Europy do domu. Podróż z Belgradu odbywała się z międzylądowaniem w Monachium. Po zatankowaniu paliwa i kilku próbach startu rozpędzony samolot, którego nie udało się poderwać do lotu, wypadł z pasa startowego i rozbił się o pobliskie zabudowania. Większość z 38-miu pasażerów zginęła na miejscu lub po kilku godzinach zmarła w szpitalu. Na stadionie Old Trafford umieszczono tablicę poświęcona pamięci ofiar katastrofy. Kwestia tablicy pojawiła się ponownie w połowie lat 70-tych, kiedy to podczas renowacji stadionu tablicę należało przenieść w inne miejsce.
…I wish I’d gone down
Gone down with them
To where Mother Nature makes their bed.
Incydent w Stodole doczekał się już wielu interpretacji co do możliwej przyczyny zerwania koncertu (m. in. szowinistyczne okrzyki, komentarz na temat raka czy homoseksulanej orientacji Mozzera). Morrissey - poza lakonicznym oświadczeniem ogłoszonym przez organizatorów - nie wyjaśnił dotychczas co go tak naprawdę uraziło i/lub wyprowadziło z równowagi. I mam dziwne przekonanie, że nigdy tego nie zrobi...

W Krakowie zespół ubrany był w t-shirty z napisem „Fuck Harvest Records” co było komentarzem do sporu, do którego doszło pomiędzy wytwórnią Capitol/Harvest  i artystą po tym, jak ten zarzucił producentowi, że nie wydaje żadnych pieniędzy na promocję video jego najnowszej płyty. Wytwórnia z kolei po kolejnych potyczkach wycofała krążek z największych sklepów on-line i w tej chwili ani iTunes, ani Amazon MP3, Spotify czy Deezer płyta „World Peace Is None Of Your Business” jest praktycznie niedostępna.  

Wracając jeszcze do strony wizualnej – przed zagraniem ‘Meat is Murder’ wyświetlony został wzór graffiti z tym tytułem – przesłaniem, a Morrissey poprosił by wszystkie uliczne mury pokryte zostały tym rysunkiem, co wg niego nie powinno stanowić większego problemu jako że Kraków, jak zauważył, to przecież miasto artystów.

Oglądanie samego filmu wyświetlanego podczas utworu wymaga stalowych nerwów – pisklęta, którym maszynowo miażdżone są dzioby przed stłoczeniem ich w ciasnych klatkach, wijące się w konwulsjach ciała zarzynanych w rzeźniach prosiąt, indyki zabijane wielokrotnym uderzeniem młotka i inne obrazy ilustrujące zautomatyzowany zwierzęcy holocaust (poprzedzający podanie soczystego hamburgera) działa paraliżująco – prawie tak jak uderzenie krowy elektryczną pałką, która wleczona na łańcuchach wpada jeszcze żywa pod ostrze mechanicznej piły tarczowej.

Występ w Krakowie to był piąty koncert Morrisseya, jaki miałem okazję oglądać na żywo (włączając w to warszawski „minirecital”). Pewnie nie tak dobry jak ten - legendarny już – powrót na scenę Manczesteru z utworami The Smiths (2004) czy pierwszy polski koncert (2009 r) ale na pewno porównywalny pod wieloma względami jeśli chodzi o emocje i pozostawiający niezapomniane wrażenia. Szczególnie zaś miłe okazało się zachowania organizatorów, którzy na miejscu bezproblemowo wymienili warszawskie bilety na nowe.  Dzięki temu choć przez chwilę można się było poczuć tak, jakby człowiek znalazł się w jakimś normalnym, miłym i odległym miejscu – na pewno nie w Polsce.

Tak na marginesie: cytując słowa z ostatniego singla:  “Each time you vote you support the process”… Jaki jest proces, każdy widzi.


Inne wpisy na temat Moza:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: