Przyznaję – jestem Mozofilem. Mam tak od ponad
ćwierć wieku (!?!). I na razie nic nie wskazuje na to by coś się miało zmienić.
Pierwsze zakupione winyle „Kowalskich” (wydane w Polsce przez Tonpress) przechowuję
do dziś jak relikwie (“When you are young
you crave affection, and it can come from the strangest direction…”).
Albumów The Smiths słuchałem w wersjach winylowej, kasetowej, CD a w końcu mp3 czy
też innych formatach cyfrowych. Może nawet dożyję kilku następnych „rewolucji” technologicznych
i będę ich słuchał na nowych nośnikach. Nieważne, i tak znam je na pamięć.
Zresztą wprowadzane kolejno sposoby zapisywania i odtwarzania dźwięku
utwierdzają mnie jedynie w przekonaniu, że jak dotychczas nie powstało nic
lepszego niż czarna płyta.
Morrisseya i The Smiths słuchałem już w domu i w
lesie. Na rowerze i w samolocie. W zdrowiu i w gorączce. W samotności i w
złości. W pracy i w nocy. W samochodzie i w deszczu. Itd. Itp. I wciąż słucham
– dziś też słucham. Wiem, że to perwersja rozumiana jedynie przez nielicznych,
ale nic nie poradzę. Bywało, że w ciągu jednego dnia kilkakrotnie słuchałem w
całości tej samej płyty albo zamęczałem gości każąc im w nieskończoność oglądać
te same koncerty i zbiory teledysków. (“And if
the people stare - Then the people stare - Oh, I really don't know and I really
don't care - There's no shame…”).
Morisseya miałem szczęście widzieć i słuchać na
żywo trzy razy. Po raz pierwszy w Manchestrze (2003) podczas jego wielkiego
solowego come back na Move Festival (ta radosna twarz z tyłu, w tłumie po lewej
stronie to ja! http://www.youtube.com/watch?v=dfNQOQQkl0s)
i dwa razy gdy odwiedzał Warszawę (2009, 2011 – zob. wpisy „Czy ujrzymy go kiedyś wreklamie?” i „Handsome Devil po raz drugi w Warszawie”). Koncert
w Manchester został tu wzmiankowany, Warszawa niestety się nie załapała.
I to
jedyne, co mnie rozczarowało, gdy czytałem tą książkę.
Autobiografia Morrisseya wydana została przez Penguin Classics,
czyli wydawnictwo drukujące wyłącznie pozycje z kanonu uznanych, ale nie
żyjących już pisarzy. Dla Morrisseya zrobiono wyjątek, może dlatego, że ten już
za życia osiągnął status ikony i prawdziwej legendy („Living longer than I had intended…").
Kontrowersje wokół tego „skandalu” wydawniczego
na pewno świetnie przyczyniły się do popularności książki. Pozycja
błyskawicznie osiągnęła w UK status bestsellera bijąc już w pierwszym tygodniu
rekordy sprzedaży (35 000 egzemplarzy).
Ian Brady i Myra Hindley –
psychopatyczna para, która w latach 60-tych zamordowała kilkoro dzieci
wykorzystując je wcześniej seksualnie. Zakopane ciała niektórych ofiar
znalezione zostały na wrzosowiskach w okolicach Manchesteru. Słowa piosenki
"Suffer Little Children" z debiutanckiego albumu The Smiths
nawiązują bezpośrednio do tych zbrodni i toczącego się w latach 80-tych procesu
pary zwyrodnialców.
Najlepsza jest moim zdaniem „część” pierwsza i
ostatnia (książka nie ma formalnych podziałów) czyli dzieciństwo i wczesna
młodość oraz ostatnie lata solowej kariery. Szara rzeczywistość, brutalna,
pełna przemocy - głównie ze strony nauczycieli - szkoła, pierwsze
fascynacje muzyczne (m. in. David Bowie, Patti Smith ale przede wszystkim New
York Dolls do których reaktywacji M. przyczynił się 10 lat temu) oraz marzenie
o śpiewaniu znajdują epilog np. w opisach scen koncertów z Meksyku, gdzie
pojawiają się tłumy fanów wytatuowanych w portrety Moza albo cytaty z jego
piosenek
(“Oh has
the world changed, or have I changed?”).
Trudnym do przebrnięcia fragmentem są wspomnienia
z okresu rozpadu The Smiths. A to dlatego, że poza The Smihts i Morrisseyem
moją drugą (lub pierwszą? – sam nie wiem) muzyczną obsesją jest David Byrne i
Talking Heads. Kiedy więź łącząca Morriseya i gitarzystę Johny’ego Marra zdaje
się być mocno nadwyrężona ten ostatni „flirtuje” z Talking Heads
współuczestnicząc w powstaniu genialnego albumu „Naked” (najlepsza płyta w
historii Talking Heads). Słysząc charakterystyczną gitarę Marra w rewelacyjnym „(Nothing But) Flowers” dziś wiem, że wielkość tego utworu jest w pewnym sensie
symboliczną ceną, którą jako fan The Smiths musiałem zapłacić. Gorzka pigułka.
(“And if
you think Peace And if you think Peace / Is a common goal /
That goes to show / How little you know...“)
Johnny Marr po rozpadzie The Smiths realizował
kilka ciekawych projektów - w przeciwieństwie do Morrisseya nigdy jednak nie
odniósł wielkiej solowej kariery. Obaj stanowili genialny duet (niczym Lennon i
McCartney), w którym Marr tworzył rewelacyjną muzykę i zajmował się aranżacją, zaś
Morrissey wnosił ze swojej strony ponadczasowe, poetyckie teksty. Andy Rourke
(bas) i Mike Joyce (perkusja) stanowili uzupełnienie jako doskonała sekcja
rytmiczna jednak to Morrisey i Marr tworzyli istotę zespołu.
Johnny Marr "kolaborujący" z Davidem Byrnem w "(Nothing But) Flowers" z albumu Naked (1988).
Nic zatem dziwnego, że podpisując kontrakt z
Rough Trade Records to właśnie duet Morrissey – Marr jako The Smiths miał
przypisane 80% przyszłych zysków z twórczości (po 40% dla każdego) podczas gdy
Rourke i Joyce mieli otrzymywać po 10%. Układ 40:40:10:10 nie był przez nikogo
kwestionowany do roku 1989 (zespół powstał w 1982 r. i rozpadł się w 1987 r.)
kiedy to Joyce i Rourke wnieśli pozew przeciwko liderom The Smiths uzasadniając
swoje roszczenia do 25% udziałów w prawach autorskich oraz wydawniczych
wszystkiego, co powstawało pod szyldem The Smiths jako „równoprawni członkowie
zespołu”. Po pierwszej rozprawie Rourke zgodził się na wypłatę 83 000 £ oraz ustalone
wcześniej 10%. Joyce walczył do końca i postawił na swoim. Pomimo, że nie
posiadał żadnych dokumentów ani konkretnych dowodów stwierdzających inny
podział zysków – sąd przyznał mu żądane 25%. Morrissey (już bez Marra)
bezskutecznie odwoływał się od wyroku.
To dosyć przykra część książki (i chyba
proporcjonalnie nazbyt obszerna jak na autobiografię…). Morrissey opisując
przygotowania do rozpraw, kolejne spotkania, przesłuchania itp. jest
jednocześnie dowcipny, złośliwy, zgryźliwy, zrozpaczony i zawiedziony („Life is
a pigsty…”).
Radiohead zawdzięczają swoją nazwę tytułowi jednej z piosenek wspomnianego wcześniej Talking Heads („Radio Head z albumu True Stories). Po latach wykonali podczas próby cover utworu poświęconego szkolnej traumie Morrisseya: „The Headmaster Ritual“.
Relacje Moza z mediami nigdy nie układały się
dobrze. Morrissey opisuje szczegółowo wiele przypadków dziennikarskiej
złośliwości czy wręcz aktów złej woli brytyjskich mediów – szczególnie dostaje
się magazynowi NME (dawniej New Musical Express). Także dziś Morrissey stanowi
jeden z dyżurnych tematów żartów („It's
so easy to laugh, it's so easy to hate, it takes strength to be gentle and
kind...“) wykpiwany za przesadny egocentryzm, megalomanię czy wegetariański
radykalizm. Jedną z głównych obsesji jest również jego orientacja seksualna –
dla dziennikarzy wciąż perwersyjnie zagadkowa i nie do końca jasna. Moz
konsekwentnie bawi się jednak z mediami (i czytelnikami) w kotka i myszkę
nawiązując do swoich związków zarówno z z Jake’em Walters’em jak i z Tiną Dehghani.
Nic jednak nie zostaje powiedziane wprost więc wątek ten pozostaje zagadką i
można się spodziewać, że nadal będzie drążony przez nie tylko brytyjskie
tabloidy.
(BBC, Radio 4; Heaven Knows I'm Middle-Aged Now: http://www.bbc.co.uk/programmes/b03m81bf )
Przy okazji mediów warto przypomnieć, że polskie
stacje radiowe także nie rozpieszczały The Smiths – a to głównie dlatego, że w
zasadzie w ogóle nie puszczały tego zespołu! Można było odnieść wrażenie, że
istnieje jakieś niepisane embargo na twórczość Kowalskich. Na Trójce zespół
praktycznie nie istniał, jego nazwa nie pojawiała się na antenie. Dziwne, że w
ogóle 3 utwory z płyty The Queen Is Dead zanotowane zostały jakimś cudem na
trójkowej liście przebojów. Chyba tylko raz The Smiths pojawił się w programie
drugim (Meat is Murder w „Wieczorze płytowym” – prowadził A.P. Wojciechowski).
Wyjątkiem była Rozgłośnia Harcerska (obecna Czwórka), gdzie dzięki Pawłowi Sito
czasem posłuchać można było The Smiths a pierwsza solowa płyta Morrisseya (Viva
Hate) grana była nawet często.
Dużo cierpkich słów pada w książce nie tylko pod
adres mediów ale też pierwszej wytwórni Rough Trade ("brutally drab")
oraz jej szefa Geoffa Travisa, który wg relacji Moza w zasadzie zupełnie nie
dbał o rozwój i promocję zespołu – podobnie jak amerykańska wytwórnia Sire. Morrissey
często wyraża niezadowolenie z ubogich nakładów promocyjnych i żenująco niskich
budżetów przeznaczanych np. na produkcję teledysków. W książce znaleźć też
można kilka ciekawych szczegółów i anegdot związanych z powstawaniem niektórych
klipów. Jedną z barwniejszych jest opis kręcenia filmu do debiutanckiego
solowego singla Morrisseya - „Suedhead”
(tym razem wytwórnia HMV) nakręconego w amerykańskim miasteczku Fairmount – gdzie
wychował się James Dean (tu również został pochowany).
Nancy Sinatra śpiewająca piosenkę "Let Me Kiss You" - utwór z solowej płyty Moza pt. You Are the Quarry.
Na kolejnych stronach książki pojawia się wiele
nazwisk ze świata show business – osób, z którymi Morrisseya łączyły mniej lub
bardziej przyjazne stosunki. Są tu zatem mini-historie o takich postaciach jak David
Bowie, Nancy Sinatra, Enio Morriconne, Michael Stipe (R.E.M), Chrissie Hynde
(The Pretenders), Siouxie Soux, czy raczej mało (lub wcale) u nas znana a
bardzo ceniona przez Moza Kristeen Young (supportująca wiele jego ostatnich
koncertów).
Jest też wiele opowieści i anegdot związanych z
realizacją poszczególnych albumów, cenzurą okładek płytowych, wypadkami podczas
koncertów, ratowaniem umierających pelikanów, próbą porwania przy meksykańskiej
granicy, czy duchem widzianym na wrzosowiskach…
Czegóż więcej mógł oczekiwać Mozofil?
Może jedynie drugiej części.
Tak na marginesie: wybrane cytaty pochodzą rzecz
jasna z piosenek The Smiths i solowych produkcji Morrisseya.
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz