Odważną (i kontrowersyjną zarazem jak się już okazało) decyzję podjął
krakowski magistrat zapraszając stu freelancerów do stworzenia strategii
promocji miasta na lata 2016-2022. Dwanaście zespołów eksperckich wypracować ma
założenia co do promocji Krakowa - w tym zaś określić trzy najważniejsze wydarzenia z
życia miasta, które będą w przyszłości nagłaśniane oraz dopasować do nich
odpowiednie środki komunikacji.
Kraków (jako marka) potwierdził tym samym swoją
wyjątkowość. Wybrał inną, własną drogą, która jako rozwiązanie nowatorskie i
odmienne od tych stosowanych rutynowo nacechowana jest też większym stopniem
ryzyka, towarzyszą jej liczne niewiadome, a w dodatku wywołuje grymas
zniesmaczenia na wielu eksperckich twarzach.
Czy jednak podejmowanie ryzyka nie jest jedną z
konstytutywnych cech marek uchodzących za wyróżnialne,
unikalne, oryginalne i wyraziste?
Czy takie marki jak Apple, Virgin, Nike, Red Bull, Google, Uber, Amazon, Fedex
nie podejmują ryzyka i zawsze idą przetartym szlakiem? Przecież to właśnie dzięki
sięganiu po nowe rozwiązania, eksperymentom i poszukiwaniom udaje im się
tworzyć wyjątkową wartość cenioną później przez konsumentów i odbiorców,
intrygować i budzić ich pożądanie.
Co będzie efektem decyzji Krakowa na razie nie wiadomo.
Zamiast podnoszenia lamentu i bicia piany proponowałbym więc poczekać na rezultat
prac powołanych zespołów i ocenić ich dzieło, kiedy już ujrzy światło dzienne - w końcu to po owocach ich poznacie.
W wybranej przez Kraków formule widzę jednak już teraz
kilka atutów, z których trzy najważniejsze to:
- interdyscyplinarność – różnorodność wiedzy eksperckiej i wielowymiarowość reprezentowanych przez nich kompetencji stanowi
olbrzymi potencjał i zapewnia bogactwo odmiennych spojrzeń na te same kwestie, think tank dysponuje zwykle dużo większą
wyobraźnią niż mono-dyscyplinarni profesjonaliści, crowdsourcing i knowledge
sharing sprawdza się w wielu dziedzinach dlaczego więc miałby się nie
sprawdzić w tej?
- partycypacja obywatelska – lokalne
autorytety i specjaliści pracują w tym przypadku pro bono rozwiązując problemy i zadania własnego miasta, są jego mieszkańcami, mogę czynnie w nim uczestniczyć i decydować o jego losach – pracują
więc niejako dla własnej korzyści, a trudno raczej zakładać, że sami siebie
chcieliby skrzywdzić...
- lokalność – przedstawiciele
lokalnych społeczności mierzą się w tym przypadku z kwestiami, które doskonale
znają i z którymi na co dzień obcują, ich stopień znajomości wewnętrznych
realiów jest dużo wyższy niż w przypadku zewnętrznych ekspertów, którzy
zazwyczaj wiele czasu muszą spędzić na dogłębnych analizach (często zresztą prowadzących
do banalnych stwierdzeń).
Nie ma jednak róży bez ognia, jak mawiał klasyk więc
warto przy okazji wspomnieć o problemach, które mogą się pojawić w
zarządzaniu takim modelem działania. Moim zdaniem najważniejsze z nich to:
- dobór i selekcja wolontariuszy – ważne czy w procesie rekrutacji dobrze określono ich motywacje i powody
zaangażowania; jeśli ktoś z nich kierował się głównie np. chęcią autopromocji,
liczy na przyszłe zatrudnienie, czy oczekuje, że odniesie korzyści finansowe na
etapie realizacji konkretnego działania operacyjnego, to taki freelancer będzie
raczej mało użytecznym kooperantem,
- motywacja i zaangażowanie w procesie – wiele wskazuje na to, że przy
krótkoterminowych „zrywach” i jasno umiejscowionych w czasie pracach dla dobra
wspólnoty lokalnej łatwiej jest utrzymać dyscyplinę i zaangażowanie (np. robimy
jedną burzę mózgów, malujemy szkołę, organizujemy jakąś zbiórkę itp.); w tym
przypadku zakładam, że prace będą trwały dłużej, co wymagać będzie dużej
inwestycji czasu i zaangażowania ze strony urzędników zlecających i
nadzorujących proces; utrzymanie porządku i dynamiki działań na pewno będzie
stanowiło wyzwanie,
- jasna wizja co chcemy osiągnąć – kierowanie
takim procesem wymusza przygotowanie konkretnej ramy działań i jasnej odpowiedzi
na pytania w rodzaju: co jest naszym
celem, jak będziemy mierzyć postęp
prac, co ma być wymiernym efektem
poszczególnych etapów, jakie są
konkretne zadania poszczególnych grup?
- rola liderów – wyznaczanie
priorytetów, dokonywanie syntezy, podsumowania, a w końcu decyzyjność okażą się
ważnymi elementami całego procesu; osoba kierująca i spinająca prace zespołów
na pewno będzie musiała się wykazać z jednej strony pewną dozą charyzmy,
merytoryczności i przekonania co do wizji prac zespołu (by właściwie zarządzać
w czasie jego energią), z drugie zaś otwartością, zdolnościami koncyliacyjnymi,
umiejętnością wypracowania konsensusu i uzgadniania wspólnego stanowiska; utrzymanie
motywacji i zaangażowania w dłuższym czasie tak różnorodnej grupy może być nie
lada wyzwaniem,
- transparentność – w przeciwieństwie
do metod standardowo wykorzystywanych przy pracach nad strategią promocyjną (społeczność
dowiaduje się, że odbył się jakiś przetarg, a post factum konfrontowana jest z
efektami decyzji urzędników) wybrana procedura posiada cechy dialogu
społecznego; warto więc rozważyć dodatkowe mechanizmy partycypacyjne - choćby najprostsze np. wykorzystanie
social media dla społecznego wglądu w materiały,
dyskusji czy głosowań nad wynikami poszczególnych etapów prac.
Tak na marginesie: Kraków to bardzo silna marka (wciąż
jedna z najsilniejszych w Polsce i de facto jedyna polska marka miasta
faktycznie rozpoznawalna na świecie – zob. np. wyniki tych badań). Oferta kulturowa i turystyczna
Krakowa jest na tyle bogata, że szczerze mówiąc naprawdę trudno tu coś chyba spieprzyć. I tak bez względu na to, co zostanie finalnie
wypracowane, żadna strategia promocyjna marce tej raczej krzywdy większej nie
zrobi (!).
Mam nadzieję, że pomimo chwilowych kontrowersji i
wątpliwości oraz przyszłych trudności (a na pewno takowe się pojawią) wolontariusze stworzą w końcu świetną strategię, czego im niniejszym serdecznie życzę i trzymam kciuki za wynik tego eksperymentu.
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.
Gdy określano strategię dla Gdańska 2030 miałem okazję brać udział w takich warsztatach. Warsztaty były przygotowane przez organizatorów ze strony miasta i pozwoliły im wyczuć jakie są potrzeby oraz pomysły danej grupy społecznej ( a tyle przecież mówimy że władza nie słucha mieszkańców!). Ja byłem w grupie obszaru biznesowego, były 3 spotkania, naprawdę nie żałowałem poświęcenia 9 godzin (3x3) żeby pomóc miastu i dołożyć swoją cegiełkę do tego jak może działać i wyglądać. Finalną strategią, na bazia tych warsztatów przygotowali już organizatorzy. Jak dla mnie świetny przykład co-kreacji.
OdpowiedzUsuń