Padliśmy ofiarami przemysłu turystycznego.
Miejscem wykonania wyroku last minute okazuje się
Kenia.
Lecimy więc sobie do Mombasy.
Lektura podstawowa: magazyn
pokładowy z ofertą wolnocłową.
Lektura uzupełniająca: Bunt miast. Prawo do
miasta i miejska rewolucja Davida Harvey’a.
Po drodze międzylądowanie w Hurghadzie i bezcenny widok laisure
camps z lotu ptaka.
Równe rzędy podświetlonych basenów otoczone kompleksami
wypoczynkowymi przypominają widok baraków karnych i strażniczych wież.
Niestety, nas też to czeka.
Największy dylemat moralny to oczywiście Masajowie.
Z
jednej strony chęć zobaczenia ich w końcu na własne oczy (może nawet
dotknięcia, jeśli zdarzy się okazja), z drugiej zaś świadomość, że każda taka
wizyta przyczynia się do coraz szybszej destrukcji ich oryginalnej kultury.
Status turysty (kategoria: turystyka wypoczynkowa) jest
niejakim usprawiedliwieniem i wycisza głos sumienia. W końcu Kenia żyje przecież z
turystyki (i rolnictwa). W latach 90-tych 12% PKB generowane było przez
turystykę, dziś ponad połowa kenijskiej gospodarki napędzana jest przez usługi,
z czego główną część stanowi turystyka. Można więc się łudzić, że część
pieniędzy, które wydamy na miejscu trafi do Masajów i pomoże im zachować
resztki autentyczności kulturowej.
No właśnie - można?
Masajowie zwrócili na siebie uwagę Europy już pod
koniec XIX w. za sprawą relacji niemieckiego misjonarza – Johanna Ludwiga
Krapfa. Pierwszym zaś Europejczykiem, który przewędrował przez
cały Maasiland (lata 1883-84) był szkocki geolog i odkrywca Joseph Thomson.
Początkowo – zgodnie z ówczesnym kanonem myślenia – Masajów
traktowana jako typowych “natural men” – społeczność żyjącą na najniższym
etapie rozwoju (nie uprawiają roli) i charakteryzowano ich dosadnie (opis z
1905 r.): „Nomadzi którzy jedynie dwie rzeczy postrzegają jako
warte troski i zainteresowania - bydło i wojaczkę”.
Postrzegano ich jako plemię, które wraz ze swoim bydłem zajmuje większe obszary ziemi niż te, których faktycznie potrzebuje. W dodatku
jest groźne i wojownicze – w przeciwieństwie do pokojowo nastawionych i bardziej
„cywilizowanych” (czyli uprawiających rolę) sąsiadów.
Następują kolejne próby porządkowania kwestii
masajskiej. I tak np. pierwsze niejasności co do tego kim Masajowie faktycznie
są i kogo do nich w ogóle zaliczyć pojawiają się kiedy Brytyjczycy dla celów
administracyjnych próbują przyporządkować poszczególne plemiona i grupy
etniczne do sztucznych granic geograficznych.
Dziś populacja Masajów licząca niecały milion zamieszkuje
na terenie Kenii (ok. 400 tys.) i sąsiedniej Tanzanii. Lud ten stanowi obecnie „wspólne dobro” narodowe Kenii (zaraz obok parków przyrody), choć zdecydowana większość jej mieszkańców (ludy Bantu) ma do nich stosunek co
najmniej ambiwalentny. Masajowie z jednej strony stanowią turystyczny magnez i są ważnym
paliwem gospodarki, z drugiej zaś uchodzą za aroganckich, niepokornych
„troublemakers”. Świadomi i dumni ze swojej tożsamości marzyli kiedyś nawet o
autonomii i suwerenności jeśli nawet nie w postaci samodzielnego państwa, to choćby stanu. Dziś jednak ich głównym celem jest zachowanie tożsamości kulturowej.
Masajowie (i pewne nieliczne, podobne im rdzenne plemiona
Afryki) uparcie trzymające się pradawnych obyczajów i „prymitywnego” stylu
życia (zob. wpis „Dylematy dumnych Mursi…) stanowią swoistą zagadkę
antropologiczną. Społeczności te z niezrozumiałych przyczyn uporczywie odrzucały większość
„dobrodziejstw” zachodniej cywilizacji lub adaptowały je niezwykle wybiórczo.
Dzięki temu udało im się zachować duży stopień autentyzmu i oryginalności, co
nie obyło się bez poniesienia kulturowych kosztów.
Masajowie – dawniej nomadzi i łowcy, dziś prowadzą z
konieczności bardziej osiadły tryby życia. Zajmują się również uprawą roli
(zboże i kukurydza), oraz wszelkimi usługami dla turystów (pracują jako
przewodnicy, tropiciele, strażnicy lub niby-strażnicy, specyficzni ochraniarze
w lodżdżach – tzw. „security Maasai”, ale też jako zwykli kelnerzy czy obsługa
hotelowa).
Momentem kluczowym dla historii Masajów było powstanie narodowych
parków przyrody, kiedy to dokonano bezwzględnego odgrodzenia „naturalnych
zasobów” od przemieszczających się od wieków po tych terenach ludzi. W
tym też momencie nastąpiło kulturowe repozycjonowanie Masajów. Traktowani
wcześniej jako „część natury”, nagle stali się dla niej największym zagrożeniem.
W tym samym czasie (XIX w.) kolonialne safari i polowania w Afryce Wschodniej stają się dla zamożnej klasy średniej wyraźnym symbolem
statusu i przynależności klasowej. Są przy okazji wyrazem dominacji i „władzy”
białego człowieka nad tym co jeszcze nieujarzmione.
Spotkanie z „dziką naturą” postrzegane jest jako opozycja
dla zgiełku i stresu miejskiego życia prowadzonego w
stylu „kapitalistycznym”. Tu,w Afryce pojawia się okazja przeżycia czegoś naprawdę
niezwykłego i egzotycznego, a jednocześnie romantycznego i zaspokajającego
tęsknotę za spotkaniem z tym, co pierwotne. Jak to wyraził lubujący się w
polowaniach T. Roosvelt:
“There are no
words that can tell the hidden spirit of the wilderness that can reveal its
mystery, its melancholy and its charm. There is delight in the hardy life of
the open, in the fight with rifle in hand, in the thrill of the fight with
dangerous game”.
Postępujące procesy gospodarczo-społeczne w Europie,
urbanizacja i przyspieszony rozwój destrukcyjnego dla środowiska przemysłu sprawia, że coraz bardziej pewni siebie i świadomi swych celów stają
się aktywiści broniący natury. Są nimi często romantyczni pionierzy i
podróżnicy, którzy znając uroki polowania na afrykańskiej sawannie, zdają sobie
przy okazji sprawę z konsekwencji zjawiska, jakim jest
systematyczne trzebianie gatunków.
Powstają pierwsze organizacje walczące o zachowanie
nienaruszonych obszarów „dzikiej natury”.
Wzrastająca w oczach klasy średniej wartość estetyczna i
środowiskowa „dzikiej natury” oraz działalność posiadających odpowiedni status
i siłę wpływu obrońców przyrody sprawia, że rządy kolejnych państw wydzielają
obszary chronione by zabezpieczyć „światowe dziedzictwo” – zasoby, które w
stanie nienaruszonym przekazane winny zostać kolejnym pokoleniom.
W tym też okresie powstają w Ameryce Północnej parki narodowe (Yellowstone, Great Smoky Mountains czy Rocky Mountains). W roku 1903, w Anglii powołane zostaje do życia Societyfor the Preservation of Fauna of the Empire, a w latach 50-70 tych XX w. rząd brytyjski ustanawia w
Kenii kolejne parki przyrody takie jak: Mount Kenya, Masai Mara, Tsavo czy Amboseli.
Decyzję utrzymywania parków narodowych uzasadnia - zgodnie z zachodnią
filozofią ochrony natury - następującym celem: „zachowanie w rozsądnie
naturalnym stanie przykładów głównych typów gatunków występujących na terenie
Kenii dla celów estetycznych, naukowych oraz kulturowych”.
Równocześnie
rozpoczyna się coraz silniejsza promocja turystyki opartej na naturze. Rząd
Kenii, już po uzyskaniu niepodległości (1963) utrzymuje taki stan rzeczy (w zasadzie kontynuując przy okazji politykę kolonialną...). W roku 1966 powstaje Miniesterstwo
Turystyki i Dzikiej Przyrody (The Ministry of Tourism and Wildlife), którego
zadaniem jest uczynienie z parków, jednego z kół
zamachowych młodego państwa.
Tym samym losy Masajów zostają ostatecznie przesądzone.
Jak zauważa Harvey: „Gdy rezerwat
przyrody zostaje ogrodzony odmawia się publicznego dostępu niego. Jednak
założenie, że najlepszym sposobem zachowania jednego rodzaju dobra wspólnego
jest odmówienie dostępu do innego, jest niebezpieczne” [„Bunt miast...”, s.
107].
Masajowie – dawniej dumni łowcy (tradycja zabicia lwa
przed inicjacją) zmieniają się nagle w potencjalnych kłusowników, którzy
zagrażają bioróżnorodności oraz stabilności populacji dzikich zwierząt (także
również roślin – Masajów posądzano np. o wytępienie jednego z endogenicznych
gatunków akacji). Idea parków narodowych przyczynia się tym samym do zredukowania
rdzennej ludności do roli robiących zabawny hałas i podskakujących swawolnie
turystycznych atrakcji.
Masajowie wyrzuceni ze swych terenów łowieckich, pozbawieni ziemi i możliwości swobodnej migracji wpadają w tryby komercyjnej machiny „marketingu miejsc” mielącej wszystko na łatwo zjadliwą papkę. Stają się zwykłym
towarem na sprzedaż.
„Walka w wysoce
konkurencyjnym świecie toczy się o akumulację znaków dystynkcji i kolektywnego
kapitału symbolicznego. Niesie to ze sobą przebudzenie wszelkich lokalnych
pytań o to czyja zbiorowa pamięć, czyja estetyka i czyje korzyści mają mieć
pierwszeństwo” [„Bunt miast...”, s. 150].
Masajowie nie mają wpływu na decyzję o tym co jest
faktycznie wyjątkowe i dystynktywne dla Kenii – o tym decyduje wolny rynek.
Choć stanowią w tym kraju nieliczną mniejszość (ok. 1,5%) stają się jednym z
kluczowych „ wyróżników markowych”, systematycznie komercjalizowanym i
spieniężanym na globalnym rynku usług turystycznych.
Masajowie nie należą jednak do społeczności, które
pokornie przyjmują utowarowienie własnej historii, kultury, jej estetyki i
dziedzictwa. Świadomi faktu wysokiej wartości kulturowego i symbolicznego
kapitału, który stworzyli, wiedzą też doskonale, że dystrybucja kosztów i korzyści
jest w tym przypadku mocno zachwiana.
„…roszczenia do
wyjątkowości i autentyczności najłatwiej wyrażane są jako charakterystyczne i
niepowtarzalne roszczenia kulturowe” [„Bunt miast...”, s. 139].
Pomimo postępującego zjawiska, określanego przez Harvey’a
„disneyizacją” Masajowie wciąż próbują zachować to, co stanowiło o ich
wyjątkowości. Jak zauważa Kakuta Ole Maimai, założyciel Maasai Association:
„Masaj bez kultury jest jak zebra bez pasków. Gdybyśmy porzucili własny sposób
życia, to kolejnym krokiem byłoby nasze zupełne wyginięcie”.
Walec komercyjnej machiny równa jednak wszystko w sposób nieubłagalny. Status "turystycznej atrakcji" komplementarnej do atrakcji parków przyrody skazuje kulturę Masajów na nieuchronną i przyspieszoną degenerację. Już teraz znaleźli się w stadium przejściowym, a już niebawem staną się kolejnym skansenem egzotycznych ciekawostek i kulturowych osobliwości (do czego przyczyniła się również nasza wizyta...).
Więc sam już nie wiem czy warto było ich oglądać.
Przystaję na chwilę z boku i zagaduję syna wodza
odwiedzanej wioski. Pytam go o to jak daleko wstecz sięga ich pamięć pokoleniowa – w jaki
sposób i czy w ogóle przekazywali sobie historię skoro nie znali pisma. Nie do
końca rozumie moje intencje, więc pytam jak daleko on sam jest w stanie odtworzyć historię swego rodu. Okazuje się, że poza imieniem ojca i dziada nie potrafi wymienić żadnych przodków. Optymistyczne jest więc to, że jego prawnukom
niczego już nie będzie żal – nie będą nawet wiedzieć jak miał na imię.
Tak na marginesie: podczas gdy my oglądamy Masajów, małpy, bawoły i dzikie lwy, w kenijskich lokalach wyborczych trwa gorączkowe liczenie
głosów. W lokalnej telewizji prowadzący wciąż podkreślają, że tym razem
wszystko jest naprawdę ‘peaceful’ i powtórka wydarzeń z 2007 r. na pewno nie
będzie miała miejsca. Zwłaszcza, że podczas tych wyborów zastosowano
„najnowocześniejsze komputery”, które wykluczają jakiekolwiek ludzkie błędy.
Jest faktycznie spokojnie – nawet kiedy supernowoczesne komputery psują
się i cały elektroniczny system zawodzi. Poza drobnymi incydentami wybory przebiegają bez zakłóceń i
wylatujemy tuż po oficjalnym ogłoszeniu zwycięstwa Uhuru Kenyatty (syn
pierwszego prezydenta Kenii).
Zamieszki z 2007 poważnie uderzyły w kenijski
przemysł turystyczny powodując dotkliwe straty dla gospodarki. Turysta to taki
gatunek, który dla pełnego relaksu potrzebuje przede wszystkim poczucia
bezpieczeństwa. Żeby spokojnie zrobić zdjęcie.
Masajowi na przykład.
- David Harvey, Bunt miast. Prawo do miasta i miejska
rewolucja; tłum. A. Kowalczyk, W. Marzec, M. Mikulewicz, M. Szlinder;
Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana, Warszawa 2012.
Korzystałem również z:
- Peter D. Little, Maasai Identity on the Periphery; American Anthropologist • VOL. 100, No. 2, 1998,
- John L. Berntsen, The Enemy Is Us: Eponymyin The Historiography of The Maasai; History in Africa, Vol. 7 (1980), pp. 1-21,
- Edward M. Bruner; Maasai and the Lion King: authenticity, nationalism, and globalization in African tourism; American Ethnologist, 2000,
- Joan N. Knowles and D. P. Collett, Nature as Myth, Symbol and Action: Notes Towards a Historical Understanding of Development and Conservation in Kenyan Maasailand; Africa: Journal of the International African Institute, Vol. 59, No. 4 (1989), pp. 433- 460.
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz