poniedziałek, 12 listopada 2012

Przyjazne oblicze Golema?


„Coraz szybsza przemiana środowiska naturalnego w techniczne, której jesteśmy świadkami w naszym stuleciu, sprzyja technicznemu spojrzeniu na drugiego człowieka, tzn. że coraz słabiej widzi się w nim cechy ludzkie, a coraz wyraźniej atrybuty związane ze sprawnym funkcjonowaniem maszyny techniczno-społecznej“. 
A. Kepiński, Rytm życia
Chociaż genialny polski psychiatra Antoni Kępiński pisał te słowa w poprzednim stuleciu i w mocno specyficznym kontekście (badał więźniów i strażników obozów zagłady), to jego przemyślenia są dziś nie tylko jak najbardziej aktualne ale nabierają zupełnie nowego sensu.

Żyjemy w świecie coraz bardziej stechnicyzowanym. Technicyzacja dotyczy również gospodarki, w tym marketingu, reklamy i brandingu. Wystarczy zajrzeć do najnowszego rankingu BrandZ by o tym się przekonać – oto cztery z pięciu najbardziej wartościowych na świecie marek pochodzi z rynku technologicznego. Największy wzrost wartości (74%) zanotował Facebook (zmiana pozycji w rankingu o 16 miejsc), a najsilniejszym brandem rynku technologicznego pozostaje Apple (wartość szacowana: 182,951 M$).
W pierwszej dziesiątce pod względem wartości znalazły się tu: Apple, IBM, Google, Microsoft, At&T, Verizon czy China Mobile.

Marki technologiczne przodują również w kreatywności, innowacji i nowatorstwie. Zgodnie z raportem Fastcompany najbardziej innowacyjne na świecie brandy to: Apple, Facebook, Google, Amazon, Square i Twitter.
Z kolei w zestawieniu The “Earned Buzz” Top 10 prezentującym ranking wg indeksu tzw. buzzu społecznego i internetowego obok marek już wymienionych pojawiają się: eBay, Microsoft, Sony, Amazon, Samsung czy HP.


Wszystkie takie zestawienie wskazują kierunek, w którym poruszą się dziś zbiorowa fascynacja i gdzie wędruje wyobraźnia społeczeństw konsumpcyjnych. Atencja dla tzw. "przyjaznych technologii", które pozwalają lepiej się komunikować, efektywniej pracować, bawić, wyrażać czy tworzyć to niewątpliwie strona pozytywna współczesnej technofilii. To w dużej mierze Apple sprawił, że powszechnie oczekuje się dziś by wszelkie urządzenia, aplikacje czy oprogramowania były maksymalnie odtechnicyzowane, „ludzkie”, „intuicyjne”, łatwe i proste w obsłudze a jednocześnie estetyczne. Jest to estetyka i piękno swoiste, a zarazem rozumiane klasycznie – urządzenia te powinny dostarczać wyłącznie miłych i przyjemnych doznań (rzecz jasna poprzez wszystkie zmysły…).

Technologia stara się być przezroczysta i zupełnie niewidoczna – ukrywana jest cała ta ciężka i trudna dla odbiorcy „inżynieryjność”, „maszynowość” czy „automatyzm” – wszystko to, co stawało się przedmiotem kultu w czasach rozkwitu epoki przemysłowej. Dwie Wojny Światowe i dokonania totalitaryzmów sprawiły, że same słowo „maszyna” czy „automat” brzmią dziś złowrogo i obciążone są mocno negatywnym znaczeniem.


Klasyczna już dziś reklama Apple Macintosh „1984” nawiązywała nie tylko do literackiej dystopii Orwella, ale też do obrazów wykreowanych przez Fritza Langa w „Metropolis”. Przesłanie tego filmu ujmowało rzecz w sposób prosty: „Pomiędzy rękoma i rozumem musi pośredniczyć serce“ (Mittler zwischen Hirn und Händen muss das Herz sein). Kombinacja inteligencji i siły daje biegłość i sprawność ale sama skuteczność – bezduszna i bezrefleksyjna – nie wróżyła nigdy niczego dobrego.

Kadr z filmu "Metropolis" (reż. Fritz Lang, rok. 1927) 
-------------------------------------------------------------------------------------
Tak na marginiesie: lęk przed „umaszynowieniem” wydaje się być inną postacią lęku przed uprzedmiotowieniem. Przedmioty bywają chwilowym źródłem fascynacji, ale szybko się nudzą, zużywają, niszczeją – prędzej czy później zostają porzucone i odrzucone. Dzieło ludzkich rąk nigdy w pełni nie nabiera statusu pełnoprawnego podmiotu (boleśnie doświadczył tego Frankenstein, a bardziej humorystycznie C3PO i R2d2 z Gwiezdnych Wojen) podobnie jak podmiot, który staje się zabawką lub narzędziem manipulacji.

Nikt nie życzy sobie by traktowano go jak przysłowiowy „trybik w maszynie” – nieważne czy ideologicznej, politycznej, gospodarczej czy w końcu konsumenckiej. Bliższe poczuciu indywidualizmu „techniki personalizacji” (nawet jeśli wciąż oparte na procesach automatycznych) powinny je skrzętnie ukrywać umieszczając w centrum Osobę, a nie bezduszny i odhumanizowany proces.

Współczesny konsument staje więc przed trudnym dylematem: realizacja potrzeby ochrony indywidualizmu okazuje się coraz bardziej konfliktowa wobec pokusy deindywidualizacji. Ta ostatnia oferuje nie tylko obietnicę „podniesienie jakości życia”, ale też komfort zanurzenia w pozornie silnych tożsamościach grup społecznych (w przypadku marek – np. przynależność do ich „użytkowników”, „fanów” czy w końcu „wyznawców”). Chęć jednoczesnej przynależności do wielu „kręgów” i społeczności wymusza z kolei konieczność ustawicznej rekonstrukcji osobowości. Preferowaną strategią staje się osobowość „modularna”, która pozwala na uzyskiwanie wciąż nowych upostaciowień przy pomocy minimalnego nakładu energii i jak najmniejszej ilości „modułów” elementarnych. Osobowość taka umożliwia łatwą i szybką metamorfozę (niczym popularna niegdyś kostka Rubika) pozwala zatem na dopasowanie i ekspozycję takiej konfiguracji „powierzchowności”, która doraźnie odpowiada potrzebom otoczenia. Płynna i zmienna powierzchowność odnosi się nie tylko do prezentowanego światu oblicza ale też pobieżności i płytkości relacji.

Jest jeszcze inny aspekt tego zjawiska: potrzeba dowartościowania indywidualności – jeśli ma być zaspokajana na dużą skalę – powoduje paradoks „masowej personalizacji”(zob. wpis), ta zaś łączy się z rozbijaniem każdego niepowtarzalnego indywiduum na zestaw wygodnych i łatwych w obróbce atrybutów (właściwości w rodzaju: wiek, płeć, miejsce zamieszkania, klasa społeczna, zainteresowania, historia transakcji itp.). Komputery i serwery – współczesne „maszyny obliczeniowe” poprzez algorytmy komunikują się automatycznie ze zbiorami atrybutów. Indywiduum nie dające się w łatwy sposób otagować staje się bezużyteczne jako strona takiej komunikacji. Formularze i wygodne w edycji profile ułatwiają samo-tagowanie. Rozbudowane zestawy etykiet pozwalają oznaczać się i naznaczać w dowolny sposób (przypominając o tym, że profil jest wypełniony jedynie w X%...). Etykiety to również stygmaty – łatwość identyfikacji, rozpoznania i dzielenia na swoich i obcych. Dawniej naznaczali ci, którzy mieli władzę, dziś władza zamieniła się w bezwładność.
Czy tzw. „przyjazna technologia” to taki sam oksymoron jak „wirtualna rzeczywistość”? Złożona technologia pozostaje wciąż technologią, a ta dawkowana w nadmiarze wymusza niezdrową reaktywność i nienaturalną fascynację tkwiącymi w niej możliwościami. Golem prędzej czy później obraca się przeciw własnym twórcom…
c.d.n.



Creative Commons License
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.

4 komentarze:

  1. Osobowość modularna idealnie koresponduje z zasadą przeźroczystości rzeczywistości. Myślę, że oklejanie życia społecznego technologią jest czymś tak nieuniknionym, jak proces jego digitalizacji (futurologiczne wizje Philipa Dicka są tu najlepszym przykładem). Pytanie tylko jak bardzo damy się uprzedmiotowić i zatracić resztki ducha. Inspirujące, podziękował :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz,
      pozostaje więc wciąż powtarzać test empatii i sprawdzać czy androidy potrafią śnić o elektrycznych owcach:-)
      Pozdrawiam serdecznie
      ms

      Usuń
  2. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek istniał czas niewinności maszyny. Juliusz Verne w latach 60. XIX w. napisał ponurą powieść o stechnicyzowanym Paryżu przyszłości, Edward Morgan Forster w 1909 r. w antyutopijnym opowiadaniu marzył o zatrzymaniu maszyny (The Machine Stops), Bruno Jasieński (w chwilę po futurystycznych fascynacjach!) w 1923 w Nogach Izoldy Morgan nazywa maszynę wytworem cywilizacji burżuazyjnej, przekleństwem robotnika „Maszyna rozrosła się jak pasożyt, przegryzła się we wszystkie zakątki życia; z narzędzia staje się powoli (…) panem”, a czego się bał Witkacy – wiadomo.

    To niepokojące, jak łatwo te rozmaite cytaty sprzed lat o maszynach/mechanizacji odnieść do oplatających nas zewsząd technologii.

    Nie lekceważyłabym golema.

    (Czekam na „c.d.n.”).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz,
      to ciekawa kwestia – podobne pytanie można chyba zadać co do niewinności narzędzi, ale tu odpowiedź wydaje się prostszaa. Maszyny chyba chętniej obdarzamy „uczuciami wyższymi”☺
      Przy okazji - można by tu jeszcze zacytować „Apokalipsę” Tuwima.

      Do Jasieńskiego na pewno nawiążę przy okazji „Balu manekinów” – oba te wątki (maszyny i manekiny) ciekawie się uzupełniają.
      Pozdrawiam serdecznie
      MS
      (o manekinach wspomniałem tu: http://staniszewskimarek.blogspot.com/2011/06/troszczmy-sie-o-manekiny.html )

      Usuń

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: