1.0. Konferencja.
CSR 2.0: biznes społecznie odpowiedzialny + media społecznościowe = kłopoty definicyjne do kwadratu.
Rozumienie pojęcia “społeczna odpowiedzialność”, które pojawia się w salach konferencyjnych, na blogach korporacyjnych i w ilustrowanych magazynach branżowych zasadniczo zdaje się różnić od tego, co sądzą na ten temat “ludzie jak my” (tylko David Byrne mógł to napisać, a John Goodman właśnie TAK zaśpiewać).
Polacy z jakichś niejasnych powodów wciąż nie chcą przepłacać (przepraszam: płacić wyższej marży) za szlachetne idee i wartości (ekologia, prawa pracownika, etyka biznesu, innowacja społeczna itp.). Wolą po prostu kupować taniej.
Wciąż nie dorośli do idei CSR, czy już je przerośli?
“Społecznie odpowiedzialny” oznacza dla nas - “swój człowiek”, “ten który działa w moim interesie” (niekoniecznie “w naszym interesie”). Etymologia rządzi: odpowiedzialny, czyli “ten, który MNIE odpowiada”. Odpowiada mi bo kupię dzięki niemu taniej, albo po prostu odpowiada mi... kiedy go o coś zapytam.
Wciąż zbyt odległe od tego, jak należałoby wg ekspertów pojęcie to rozumieć.
Ale Polak potrafi.
wycinek a.
wycinek b.
Czy to oznacza, że Spend Shift nie ma u nas szans?
Niezupełnie. Może po prostu oznaczać, że już kiedyś zostaliśmy lekko “przesunięci”.
I tak nam zostało.
Cyberaktywiści (czy nie brzmi to nieco romantycznie?) nie stworzą nowego ładu. Zwłaszcza “TU I TERAZ” jak to się dziś mówi...
Impulsywny charakter działań w SM, formuła “zrywu i zgrywu” to nic innego jak słomiany zapał.
W rozniecaniu tegoż od wieków celujemy.
Tylko nigdy nie możemy trafić.
Marshall McLuhan gdyby żył, to by pił.
Inaczej nie byłby w stanie określić czy fejsbuk (albo inny blip) jest “zimny” czy “gorący” (zwłaszcza, że i tak wystarczająco zagmatwał własną teorię). Facebook wyposaża w informacje w nadmiarze. I co z tego wynika dla wyposażonych?
2.0 Konferencja (w zasadzie wszystko dziś powinno być 2.0...)
Al Ries i Laura Ries z bliska i na żywo wyglądają dokładnie tak, jak na zdjęciu.
Al Ries i Laura Ries są silną marką.
Silna marka - co właściwie znaczy?
Jaka jest relacja marki Al i Laura.
Czy można o nim mówić, że jest dla niej “marką macierzystą”, czy należałoby ożywać określenia: “marka ojczyźniana”?
“Marka ojczyźniana” czy “marka ojczysta”?
Obie wersje są nieprofesjonalne.
Al Ries i Laura Ries są profesjonalni.
Profesjonalnie to mówi się “endorsement”, a Al jest “endorser”.
Napisałem kiedyś do Laury i Ala i to właśnie Al mi odpisał.
22 niezmienne prawa marketingu wciąż pozostają niezmienne.
Al i Laura stosują swoje prawa do budowania swojej marki.
Prawo ekspansji, prawo, redukcji, prawo rozgłosu, prawo reklamy, prawo słowa, prawo marek podrzędnych, prawo rodziny, prawo ogólników itd.
Wszystkie, o których piszą.
Dlatego są silną marką.
Konsumenci mają skłonność przepłacania, gdy sięgają po silne marki.
Po to buduje się buduje silne marki by były rentowne.
22 niezmienne prawa skłaniają do przepłacania.
Miałem więc szczęście, że “22 prawa...” kupiłem na wyprzedaży.
Wczoraj znowu miałem szczęście: od obojga otrzymałem autograf.
Miałem potrójne szczęście: Grzegorz, wielkie dzięki!
Tak na marginesie: Al i Laura to marka luksusowa - produkt, który oferują jest najwyższej jakości.
Al i Laura prezentują w sposób perfekcyjny.
Wszystko jest doskonale przemyślane, wymierzone, zaplanowane i przećwiczone.
Prezentacja przypomina profesjonalny w formie i kaznodziejski w sposobie wywoływania emocji występ.
Występ w najlepszej oprawie.
Lata ćwiczeń.
Malcolm Gladwell pewnie by nawet obliczył ile godzin.
Al: 10.000 godz + Laura 10.000 godz = 20.000 godz.
Czyli ok. 6 godzin dziennie, albo ok. 40 godzin tygodniowo przez 10 lat.
Łącznie.
Hipotetycznie: gdyby ktoś już dziś zaczął sypiać mniej, to już za 5 miałby szansę im dorównać.
Poziomowi Ala i Laury dziś.
A oni, wówczas? Echhh.....
Może za 5 lat znowu będę miał szczęście?
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.
Na pocieszenie - Jeden z paradoksów Zenona z Elei:
OdpowiedzUsuń"Achilles i żółw stają na linii startu wyścigu na dowolny, skończony dystans. Achilles potrafi biegać 2 razy szybciej od żółwia i dlatego na starcie pozwala oddalić się żółwiowi o 1/2 całego dystansu. Achilles, jako biegnący 2 razy szybciej od żółwia, dobiegnie do 1/2 dystansu w momencie, gdy żółw dobiegnie do 3/4 dystansu. W momencie gdy Achilles przebiegnie 3/4 dystansu, żółw znowu mu "ucieknie" pokonując 7/8 dystansu. Gdy Achilles dotrze w to miejsce, żółw znowu będzie od niego o 1/16 dystansu dalej, i tak dalej w nieskończoność. Wniosek: Achilles nigdy nie dogoni żółwia, mimo że biegnie od niego dwa razy szybciej, gdyż zawsze będzie dzieliła ich zmniejszająca się odległość."
Może jednak warto próbować?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTak! :-) Co do paradoksów: http://homoinquietus.wordpress.com/2010/04/27/nie-bojmy-sie-slowa-„teoria”-wywiad-z-profesorem-andrzejem-blikle/
OdpowiedzUsuńCzytałem, czytałem :-) zmusza do "ciężkiej pracy". inspiruje.
OdpowiedzUsuńCiekawe jest to co mówisz, że za społecznie odpowiedzialne postrzegamy te marki, które działają w naszym interesie (egoistycznie pojętym). czy to nie oznacza, że generalnie postrzegamy większość marek czy firm jako działających tylko dla zysku?; że nie wierzymy ciągle, że mamy jakikolwiek wpływ na ich działania?
OdpowiedzUsuńMiałam wczoraj zabawną sytuację z koleżanką która skrytykowała na swoim wallu na Fejsbuku obsługę w pewnej firmie. Serwis tej firmy szybko się z nią skontaktował próbując wyjaśnić sprawę i zaoferować jakieś zadośćuczynienie. No moim zdaniem reakcja godna choćby firmy Zappos. A jak to zostało odebrane przez ową konsumentkę? Przestraszyła się i powiedziała, że internet jest groźny :)
Wniosek z tego chyba taki, że musimy dojrzeć - my starsze pokolenie lub młodsze musi nabrać siły nabywczej, żeby Spend Shift miał szansę się zrealizować.
Pozdrawiam
Magda Brzezińska
działa tu chyba naturalny mechanizm: my - oni. “Oni”, to wszyscy ci, którzy chcą “nas” wykorzystać. wydaje mi się, że takie jest powszechne przekonanie - firmy, chcą “nas” (konsumentów) zawsze w jakiś sposób wykorzystać, a “my” musimy się jakoś przed tym bronić. cała zabawa w “strategiczny podstęp” polega na wyszukiwaniu strategii zaskoczenia tej drugiej strony by maksymalizować własną korzyść. to oczywiście nic nowego m. in. a. smith wskazywał pazerność i dążenie do maksymalizacji własnych korzyści jako nieodłączną cechę ludzkiej natury:-), a w koncepcji j. benthama byłby to ‘felicific calculus’ (rachunek szczęśliwości).
OdpowiedzUsuńzgadzam się co do pesymistycznego poglądu na temat tego, czy mamy (jako konsumeci) istotny wpływ na działanie firm. wiele wskazuje na to, że do utrwalenia takiego przekonania jeszcze daleka droga.
potwierdzałoby to intuicję Marksa na temat alienacji.
osobiście jednak sądzę, że człowiek, pozostaje obecny w świecie “dzieł”, jakie wytwarza i powinien mieć tego świadomość. będąc konsumentami jesteśmy jednocześnie producentami - angażujemy się w tworzenie marek, wszystkie te marki powstają za naszym udziałem i w tym sensie “należą” do nas.
mam na myśli nie tylko pracę dla korporacji, w których powstają jakieś produkty, czy posiadanie jednostek inwestycyjnych w funduszach emerytalnych, ale również (może nawet głównie?) samo dokonywanie wyboru przez konsumenta.
postawa konsumpcyjna nie powinna być odrywana od postawy obywatelskiej - są to w końcu decyzje podejmowane przez te same jednostki (każdorazowe głosowanie za pewnymi wartościami).
widocznie dziś, w naszym pięknym kraju, wciąż jeszcze nie możemy uwierzyć, że jesteśmy wolnymi ludźmi, a nasze wybory są znaczące
to byłoby bardzo smutne
ms