wtorek, 21 lipca 2009

Pan Pikuś i Wojna Lemurów – Tribute To Leszek Kolakowski

– Wojna? - zapytał przybysz. – Wojna? Nie wiedziałem wcale, że jest wojna Lemurów. A o co jest ta wojna?
- Jakże, czy doprawdy nie słyszałeś o tym, co duże Lemury wymyśliły? Czy wiesz, że duże Lemury – co niemal przechodzi Lemurową wyobraźnię – twierdzą bezczelnie, że Lemuria tak się nazywa, ponieważ w niej mieszkają lemury, a nie – że Lemury tak się nazywają, bo mieszkają w Lemurii? Czy możesz sobie przedstawić podobną niegodziwość?

Leszek Kołakowski; Wojna u Lemurów [1]

17-tego lipca zmarł profesor Leszek Kołakowski wielki polski myśliciel.
Określenia „filozof” nie lubił zbytnio. I chyba nie dlatego, że kojarzone jest z bezużyteczną akademicką „profesją” – zawodem medialnych komentatorów aktualnej problematyki moralno-etyczno-religijnej (w Polsce: eutanazja, klonowanie ludzi, zapłodnienie in-vitro, religia w szkole, seks bez zabezpieczeń...). Powiedzieć komuś „nie filozofuj” wciąż dla nas – Polaków - oznacza „nie bądź idiotą” lub „bądź realistą”, czyli: „nie zadawaj niemądrych pytań – wszyscy biorą...”. Filozof to dla nas figura tragikomiczna, osoba nieprzystosowana do życia i „prawdziwej rzeczywistości”, postać bardzo „nie na czasie”.

Ponieważ groteskowa żałoba medialna opada (Michael Jackson miał chyba niestety nieco dłuższe 5 minut w mediach o największej oglądalności, słuchalności i poczytności) i wszyscy już zdążyli się dowiedzieć jak wiele znaczył Leszek Kołakowski i jak ważny był szczególnie dla tych, którzy właśnie dowiedzieli się, że ktoś taki w ogóle istniał - powracamy bezboleśnie do naszej „prawdziwej”, swojskiej rzeczywistości.

Nasza rzeczywistość jest przewidywalna. Przyspieszona mitologizacja osób zaraz po ich śmierci to cecha uwielbiającej obrzędowość i symbolikę polskiej natury. Nie ma w tym jednak zbyt wiele szacunku czy zrozumienia. Mit to w tym przypadku jedynie jaskrawy przejaw duchowego skarłowacenia.

Szkoda, że tak bardzo potrafimy cenić jedynie tych, którzy odchodzą. To nasza narodowa specjalność (jedna z wielu). Iluż dziś mamy miłośników poezji Zbigniewa Herberta, iluż fanów reportaży i prozy Ryszarda Kapuścińskiego. Iluż wielbicieli Leszka Kołakowskiego...

Ci, którzy odeszli stają się niegroźni. Można z nich szybko uczynić symbol, zbudować pomnik, a na nim wyryć aktualnie nośne epitafium. Co prawda gorliwi zaraz rozpoczną prześwietlanie życiorysów i wzorem „Rzeczpospolitej” wspomnienia o „filozofie-rewizjoniście” rozpoczynające się od słów:

Co wyróżniało Leszka Kołakowskiego z otoczenia? Nie był ochrzczony.”
(Rz-lita, 18-19.07)

Dziś pytanie.. Dziś odpowiedź. O ileż to łatwiejsze niż „filozofowanie”. I jakże skuteczne. W końcu sam Kołakowski napisał:
„Nie ma takiej idei, za którą nie można by, gdybyśmy chcieli, odkryć jakiejś innej, i nie ma takiej ludzkiej motywacji, której nie da się, jeśli się tylko dobrze postaramy uznać za zwodniczą ekspresję innej, jakoby głębszej. Rozróżnienie między tym, co głębsze, bardziej „autentyczne”, „prawdziwe”, „ukryte”, a tym, co jest zaledwie przebraniem, formą mistyfikującą, zniekształconym przekładem – ustalane jest przez najwyższe filozoficzne fiat antropologów, psychologów, metafizyków. Myśliciele owładnięci wizją monistycznego porządku, którzy próbują zredukować wszelkiego rodzaju zachowania ludzkie, wszelkie myśli i wszelkie reakcje do jednego typu motywacji, niezmiennie odnoszą sukces”.[2]

Pomysłowość i monistyczna redukcja pozwala wyjaśniać rzeczywistość w taki sposób, który zmieści się w krótkiej wypowiedzi-komentarzu (tzw. „setce”), okrasić to infografiką albo „intrygującym” zdjęciem i gładko przejść do kolejnego tematu – oczywiście po przerwie na reklamę.

Mit znajduje tu swoje zasadne miejsce, jest wręcz konieczny by „storytelling” posuwał się do przodu. Ujmując to słowami Kołakowskiego:

Z pewnością, potrzeby, które zwracają ludzi ku samorelatywizacji w mitach, są do pewnego stopnia przeciwne wolności. Głód zakorzenienia w świecie zorganizowanym przez mit zmierza bowiem ku określeniu siebie samego w zastanym i charyzmatycznym doświadczeniu porządku wartości; jest pragnieniem wykroczenia poza siebie w ład, w którym traktuję siebie jako obiekt o wyznaczonym zakresie możności, jako rzecz, jako wypełnienie miejsca w budowie przede mną – choćby wirtualnie – gotowej”.[3]

Mit zmarłego, polskiego myśliciela powstał już za jego życia. Oto teoretyk marksizmu-stalinizmu, który stopniowo prostuje swój niewłaściwy pogląd na świat, a wraz z upływem czasu ulega niemal nawróceniu. Zgodnie z tą wykładnią, gdyby dane mu było żyć jeszcze lat kilka, przed śmiercią przyjąłby wszelkie sakramenty. Może nawet wzorem anabaptystów (u nas popularnych jako Świadkowie Jehowy) jako dorosły człowiek, świadomie zanurzyłby się w nowy wymiar transcendencji.

Monistyczna redukcja właściwa dla coraz bardziej popularnego dla mediów masowych mitu o Kołakowskim przedstawia go w sposób żenująco trywialny. Niektórzy dziennikarze i komentatorzy silący się na obraz ewolucji jego poglądów zdają się dawać do zrozumienia, że to oni są TU i TERAZ ekspertami od historii idei – także tej w wymiarze jednostkowym. Tak jakby intelektualne zmagania Kołakowskiego z ich całym kontekstem politycznym i biograficznym były dla nich przysłowiowym, reklamowym „pikusiem” (panem Pikusiem, żeby nie było wątpliwości...). Nie mogą się jednak silić na inny ogląda świata, inną, od powszechnie przyjętej, interpretację. Widz, „konsument mediów” nie toleruje złożoności, albo jak mówił Kołakowski”

Potencjał nietolerancji jest w każdym z nas, bo potrzeba narzucania innym własnego obrazu świata jest na ogół silna. Chcemy by wszyscy wierzyli w to samo, co my, bo wtedy czujemy się duchowo bezpieczni i nie musimy rozważać własnych wiar albo ich konfrontować z innymi. Toteż agresji w konfrontacji wiar – religijnych, filozoficznych czy politycznych – jest bardzo dużo”.

I jak dodawał:

Gdyby jednak nietolerancja, ochota do nawracania innych przez agresję i przemoc, miała być usuwana przez taką obyczajowość, w której nikt w nic nie wierzy, nikomu o nic nie chodzi, byleby życie było zabawne – biada nam, staniemy się ofiarami takiej czy innej ideokracji. Nie zwalczymy pochwały gwałtu przez pochwałę powszechnego zobojętnienia”[4]

Zmarł wielki, polski myśliciel Leszek Kołakowski.
Cześć Jego Pamięci.

Tak na marginesie: Wojna lemurów, tak jak Leszek Kołakowski przewidywał, trwa i będzie trwać nadal. I nikt nie będzie rzucał groszkiem...

[1] Leszek Kołakowski; Wojna u Lemurów (z „Bajek o identyczności”) w: „Bajki Różne. Opowieści biblijne. Rozmowy z diabłem”; Iskry, Warszawa, 1990, s. 261
[2] Leszek Kołakowski; „Jeśli Boga nie ma... O Bogu, Diable, Grzechu i innych zmartwieniach tak zwanej filozofii religii”, przekł. Tadeusz Baszniak i Maciej Panufnik, Aneks, Londyn, 1987, s. 138
[3] Leszek Kołakowski, „Obecność mitu”; Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław, 1994, s.25
[4] Leszek Kołakowski, „O tolerancji”, Gazeta Wyborcza, 1996 (cykl mini wykładów emitowanych wówczas w jesienne czwartkowe wieczory przez państwowo- abonamentowo-zależną TVP...)

1 komentarz:

  1. Anonimowy4/6/10

    Tak. Widziałam spektakl pt. "Wojna lemurów" xD

    OdpowiedzUsuń

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: