Najnowszą kampanię Coca Coli obejrzałem z dużym
zainteresowaniem. Oto ikoniczna, warta już ponad 80 mld USD globalna marka
wykonuje tu kolejny manewr strategiczny modyfikując dotychczasowy przekaz i wprowadzając nową ideę kreatywną i platformę komunikacji („Taste
the feeling”). Moim zdaniem ideę bardzo dobrą – bo prostą.
Pomimo tego, że kampania jest bardzo świeża doczekała już
wielu komentarzy (szczególnie tych związanych z unifikacją komunikacji dla subbrandów). Mnie zainteresował w niej szczególnie jeden aspekt – rola produktu.
Kluczowe pojęcie, które przychodzi mi do głowy, kiedy
oglądam nowe produkcje reklamowe Coca Coli to SENSYTYWNOŚĆ. Marka
poprzez opowiadane historie udowadnia, że rozumie czym są uczucia i emocjonalność
(i związane z tym czucie i odczuwanie) odwołując się równocześnie do
zmysłowości czy sensualności i pobudzając je zarazem. W nowej koncepcji udało
się jej w naturalny i spójny sposób połączyć wymiar funkcjonalny z ważnym
komunikacyjnie wymiarem emocjonalnym. Korzyści funkcjonalne (generyczne dla
napojów: gaszenie pragnienia, orzeźwienie, smak) związane bezpośrednio z
atrybutami produktowymi wchodzą tu w harmonijną relację z czymś, co nazwałbym
szczególną aurą afektywną.
Komunikacja taka ma szansę wywoływać w odbiorcy doznanie
całościowe i umożliwia mu pełne odczuwanie tego, co marka próbuje
zakomunikować. I dzieje się tak nie za sprawą jakichś szczególnie wyrafinowanych
zabiegów perswazyjnych ale prostych opowieści na temat samego produktu. Bo sam historyjki
ukazywane w kampanii w warstwie narracyjnej mogą się wydawać wręcz banalne i
ckliwe. Oparte zostały na sprawdzonych – nie tylko w reklamie – schematach i kliszach (motywy uwodzenia,
spotkania nieznajomych, trudy budowania relacji, szorstka braterska miłość, dyscyplina
i samozaparcie jako droga do mistrzostwa itp.). Wydaje się jednak, że reklamowa
sprawność tych opowieści nie tyle tkwi w ich prostej dramaturgii, co w jej
sprytnym łączeniu z kontekstem
konsumpcji produktu i sposobem jego prezentowania.
W kampanii zadbano więc o zmysłową
prezentację cech napoju (beauty shots):
sugestywne zbliżenia na dobrze schłodzoną, oszronioną butelkę, wpadające do
szklanki kawałki kruszonego lodu, podkreślony grą światła ruch syczących
bąbelków, odgłosy musującego napoju. Wszystko to działa na wyobraźnię
pobudzając i angażując zmysły. I to właśnie te elementy są najważniejsze w
kategorii stworzonej przez Coca Cola. Prezentacja produktu odbywa się w
adekwatnym kontekście miejsc, okazji, czasu i warunków konsumpcji. Eksponowane
są zatem i podkreślane sytuacje związane z ruchem, zabawą, przebywaniem na
świeżym powietrzu lub te które kojarzą się z wysiłkiem czy stresem – wszystkie,
te które naturalnie pobudzają i wzmagają potrzebę pragnienia czy orzeźwienia. W
relacjach z innymi społecznych produkt pozwala rozładować napięcie, dodaje
energii, stymuluje kreatywność lub po prostu pełni funkcję towarzyszącą.
Rodolfo Echeverria – wiceprezes firmy ds. kreacji i działań digital
– tłumaczy zmianę strategii erozją poprzedniej komunikacji (platforma „Open Hapiness”)
i nadużywaniem przez inne marki pojęcia szczęścia. Podaje przy tym nieco
kuriozalne argumenty – np. taki, że skoro nawet Pharrell Williams śpiewa, że
jest „Happy” a liczba zapytań na hasło „happy” w Google wciąż wzrasta, to generalnie
oznacza, że szczęście stało się już przereklamowane,
przestaje być wartością unikalną dla Coli i w ogóle przestaje być ważne dla
konsumentów – szczególnie zaś dla pokolenia Millennials (!).
Patrząc jednak na nowe spoty Coca Coli widać, że w słowach
tych wiele jest typowej w takich sytuacjach marketingowej egzaltacji, która stanowić
ma pseudo-uzasadnienie zmiany formatu kreatywnego. Co prawda szczęście czy radosne poczucie szczęśliwości nie jest w nowej odsłonie komunikowane literalnie ale nie
oznacza to, że marka zarzuciła zupełnie opowiadanie o tej wartości. Wszystkie
nowe spoty w ten czy inny sposób opowiadają o szczęściu. Jest to szczęście każdemu
dostępne, coś co znajduje się w zasięgu ręki, szczęście które można osiągnąć tu
i teraz, dostępne w ulotnych codziennych chwilach, które mogą być źródłem
radości i zadowolenia. Jak zresztą podkreśla sam Echeverria „Zajmujemy teraz terytorium skromniejsze i mniej
pretensjonalne. Picie Coca Coli po prostu sprawia, że chwile codzienności stają
się bardziej wyjątkowe. To mogę obiecać”. A ponieważ szczęście nie
doczekało się i pewnie nigdy nie doczeka jednej, powszechnie przyjętej i
uznanej definicji, to podejście marki można chyba traktować jako jedną z kolejnych propozycji.
Tak na marginesie: co zatem robi Coca Cola w najnowszej
kampanii? W zasadzie nic nowego. Po raz kolejny odwołuje się do uniwersalnych i
ponadczasowych potrzeb. Po raz kolejny łączy produkt z codziennym doświadczeniem
tych, którzy po niego sięgają. Po raz kolejny podstawowe cechy produktu zamienia
na proste ale ważne dla konsumentów korzyści. Unika też zadęcia, ideologizowania,
zbędnego wyrafinowania czy przeintelektualizowanych komunikatów. I mam
wrażenie, że właśnie dzięki takiej prostocie i szczerości dobrze rezonuje z
aktualnymi oczekiwaniami (często nie wyrażanymi wprost) i trafia w ogólny
nastrój społeczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz