niedziela, 1 lipca 2012

Obrazy w strumieniu.



„Gdy nasz ośrodkowy układ nerwowy zostaje przedłużony i obnażony, musimy go porazić, gdyż w przeciwnym razie umrzemy.
[…] Życie podprogowe, zarówno prywatne, jak i społeczne, zostało wydźwignięte do poziomu pełnego pola widzenia, a „świadomość społeczna” została nam przedstawiona jako coś, co wywołuje poczucie winy”. 
Marshall McLuhan, „Zrozumieć media. Przedłużenie człowieka”.
Podczas pewnej dyskusji, w jakiej miałem przyjemność brać ostatnio udział przypomniała mi się pewna myśl McLuhana zawarta w jego książce „Zrozumieć media…“. Ponieważ tematem rozmowy były nowe media (np. internet a media drukowane, zyskujące na popularności tablety, kierunki rozwoju nowych środków przekazu itp.) pomyślałem o rozdziale, w którym McLuhan porównuje nasz stosunek do mediów z historią mitycznego Narcyza.

Narcyza, pochylonego nad powierzchnią srebrzystego źródła urzeka jego własne odbicie. Ulega temu widokowi i zakochuje się w obrazie samego siebie. Pragnie dotknąć i objąć dostrzeżoną postać, ale zdaje sobie sprawę, że to jedynie obraz jego osoby. Pomimo to, nadal wpatruje się w zachwycający widok. Towarzyszy temu przyjemność połączona z żalem i cierpieniem.
Echo i Narcyz, John William Waterhouse

Wg McLuhana mit ten jest uniwersalną metaforą oddającą nasz stosunek do własnych wytworów – zwłaszcza tych, w którym widzimy cząstkę siebie samych. Dookreśla to pojęciem „samoamputacja” – oto następuje odcięcie i wyrzucenie na zewnątrz jakiejś części siebie, części która wtórnie staje się przedmiotem uwielbienia i perwersyjnej kontemplacji.

Narcyz nie zakochuje się w sobie samym ponieważ początkowo nie wie, kogo tak naprawdę odzwierciedla postać w lustrze wody. Widzi doskonale pięknego nieznajomego i dopiero gdy chce go pochwycić dociera do niego, że to on sam. Celowa intencja przechodzi w ekspresję a ta z kolei może być traktowana jako celowa próba komunikacji (por. L. Kołakowski, „Kultura i fetysze”). Narcyz uzyskuje nową „świadomość medialną”. Jeśli dotychczas potrafił komunikować innym swoje potrzeby - lub ich brak (odrzucanie zalotów nimf, w tym Echo - tej, która kochała go najbardziej), to teraz odkrywa kolejny wymiar komunikacji jako potrzeby przywrócenia jedności z sobą samym (zachowania spójności), która pojawia się automatycznie po akcie przypadkowej eksterioryzacji.

Narcyz – wcześniej świetny łowca i myśliwy zaprzestaje polowań, które były jego głównym celem i sensem jego codzienności. Spaceruje bez celu po lesie, poleguje na trawie by raz po raz wrócić nad brzeg strumienia i móc obcować z tym co doskonałe a zarazem nieuchwytne. Popada w odrętwienie, bezwład, apatię, niechęć i lenistwo. Następuje inercja – zupełna rezygnacja z celów, całkowite poddanie się biegowi zdarzeń. Bez-czynność Narcyza prowadzi go w końcu do śmierci. Umiera wpatrzony tęsknie w jedyny, dostępny mu środek przekazu. Przedmiot i podmiot tego u-rzeczenia stają się tożsame – zgodnie z treścią mitu Narcyz zamienia się po śmierci w kwiat rosnący nad brzegiem strumienia.

W interpretacji Oscara Wilde’a temat staje się antymitem. Narcyz (Dorian Gray) odkrywający idealizującą naturę medium nabiera nieuzasadnionej pewności siebie. Ślady nieudanych relacji z innymi (losy Sibyl Vane nawiązują w tym przypadku do Echo) utrwalane są w medium – postępująca szpetność obrazu idzie w parze z gradacją hedonizmu i pogłębiającą się demoralizacją podmiotu.
Dekadencja, apatia, melancholia, etyczna inercja – skutek w przypadku Narcyza – tu stają się przyczyną rozpadu. O ile w przypadku Narcyza gradacji podlega pogodzenie z faktem nieosiągalnej doskonałości, o tyle jego wilde’owski odpowiednik stopniowo odsuwa od siebie możliwość jakiejkolwiek negocjacji – niszczy w końcu portret by zachować wolność – a właściwie uciec od utrwalonej w obrazie/medium przeszłości.

W obu jednak przypadkach mcluhanowska „samoamputacja” medialna konsekwentnie prowadzi do autodestrukcji, różnice widoczne są jedynie w kierunku postępującej degradacji. Odrętwienie i bezwładność mogą stanowić początek lub punkt krańcowy w procesie medialnej estetyzacji (wydaje się, że Darren Aronofsky w „Requiem dla snu” być może nie do końca celowo?, ale bardzo sprawnie pokazał dialektyczność obu tych procesów).

Współczesne środowisko mediowe, w którym się na co dzień zanurza ich użytkownik odczytywać można jako aktualną wersję mitu o Narcyzie (wielość ekranów - luster, strumieniowość przepływu informacji, pozostawanie w quasi-kontakcie, przypisana łowieckiej naturze mobilność…).
Pochylając się nad strumieniem wpisów, tweetów, ruchomych obrazów, przepływających wokół danych i informacji odbiorca zachowuje świadomość, że woda w źródle jest mętna a to co widzi stanowi mocno zniekształcone odbicie jego samego. Sądzi więc – z naiwnością Doriana Graya - że ilość brudu i zanieczyszczeń, które tam ogląda pozwoli uchronić przyjemny stan samozadowolenia (skoro widać to na zewnątrz, to podmiot pozostaje doskonały). Kiedy jednak dostrzega tam czasem coś, co wyda mu się wartościowe i chce to pochwycić, lub stać się stroną czynną, następuje ocknięcie – zdaje sobie sprawę, że to jedynie projekcje na jego temat a to co najciekawsze wydarzyło się już w przeszłości i choć niby-utrwalone to jednak staje się na zawsze nieosiągalne.
Zastępuje więc coraz częściej tradycyjne kontakty z innymi (syndrom Echo) przeglądaniem się w samemu sobie. I chociaż to nie on prawdziwy – o czym wciąż chce pamiętać -  to coraz bardziej popada w odrętwienie zahipnotyzowany wirtualną iluzją.

Tak na marginesie: tzw. nowe media nie wnoszą żadnej pozytywnej zmiany jakościowej w nasze życie, nie mogą też istotnie przyczynić się do jakkolwiek rozumianego„postępu”. To fakt, że za ich pomocą może być mobilizowana i wykorzystywana przez krótką chwilę społeczna energia, jednak naturalny dla nich narkotyczny stan uchwycony w micie o Narcyzie znosi i równoważy wszelkie przejawy chwilowej euforii i pozornego „poczucia mocy”.
Bilans wychodzi na zero.

2 komentarze:

  1. Panie Marku,
    świetnie napisany i interesujący tekst. Jednak teza dość dyskusyjna. Proszę np. powiedzieć tym dziesiątkom par, które poznały się dzięki Internetowi odnajdując szczęście w swoim życiu, że nowe media nie wnoszą pozytywnej zmiany jakościowej. Przykładów tego typu jest wiele, chyba że właśnie to nazywa Pan chwilową euforią.
    pozdrawiam,
    Paweł

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Pawle,
    Dziękuję za ten komentarz.
    Spełniam zatem Pańskie życzenie i oznajmuję niniejszym „dziesiątkom par, które poznały się dzięki Internetowi odnajdując szczęście w swoim życiu, że nowe media nie wnoszą pozytywnej zmiany jakościowej”.
    Czy to w czymś pomogło?
    Pozdrawiam serdecznie
    MS

    OdpowiedzUsuń

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: