niedziela, 19 sierpnia 2012

Społeczeństwo zamknięte i jego sprzymierzeńcy

Wyobraźmy sobie społeczeństwo, którego członkowie, praktycznie biorąc, nie spotykają się ze sobą twarzą w twarz, w którym wszystkie sprawy załatwiane są przez ściśle izolowane jednostki, porozumiewające się ze sobą drogą listowną lub telegraficzną i przenoszące się z miejsca na miejsce w zamkniętych samochodach. […] Takie fikcyjne społeczeństwo można by nazwać „społeczeństwem całkowicie abstrakcyjnym lub zdepersonalizowanym”. [1]
Stworzona w latach 40-tych XX w. wizja pewnego typu społeczeństwa stanowić miała hiperbolę pomagającą ująć ewolucję społeczeństwa otwartego (pojęcie pierwotnie bergsonowskie) tracącego stopniowo swój organiczny charakter. Dziś słowa K. R. Poppera potraktować można jako opis stanu rzeczy. W miejsce komunikacji listowej i telegraficznej wystarczy wstawić internet, by otrzymać syntetyczne ujęcie obecnego funkcjonowania rozwiniętych społeczeństw zachodnich.
Ułatwiona kooperacja, zwiększone możliwości inicjatywy indywidualnej czy sprawniejsza wymiana informacji i idei (ale też plotek, środków finansowych czy używanych przedmiotów…) w żaden sposób nie rekompensuje narastającego poczucia izolacji i anonimowości. Jak zauważył Popper „…biologiczna struktura człowieka nie ulega zasadniczym zmianom; ludzie odczuwają nadal potrzeby społeczne, których nie można zaspokoić w społeczeństwie abstrakcyjnym”. 

Wydaje się, że cywilizacyjny postęp (głównie w zakresie technologii i medycyny) wciąż wyprzedzający kulturowe możliwości adaptacyjne w niewielkim stopniu sprzyja rozwojowi społeczeństwa otwartego. Można by nawet uznać, że stanowiące jego nieodzowny koszt zaplecze w postaci społecznych nerwic i frustracji wzmaga jedynie tęsknoty za powrotem do wyidealizowanego trybalizmu. Plemienność poza oczywistością norm wspieranych niekwestionowanym autorytetem (i tabu), niezmiennością rytów, i usensowniającą rzeczywistość funkcją mitu oferuje również (przede wszystkim?) bezpieczeństwo i psychiczny komfort wynikające z poczucia uczestnictwa w jakimś wyższym ładzie i porządku rzeczy.

Sentyment za jednoznacznym autorytetem i porządkującą mocą władzy wraz z jej „Bohaterami” „Wielkimi Ludźmi”, „Obcymi”, których należy eliminować czy „Sprawą”, za jaką można walczyć (i jej się poświęcać) nakazuje przywracać sens historii z całym jej romantycznym sztafażem. Dziejowa „Scena” walki dobra ze złem zapełniana jest wymiennymi postaciami „islamskich terrorystów”, „ dyktatorów z Bliskiego Wschodu”, „psychopatycznych seryjnych morderców”, „finansowych oszustów”, „zwyrodniałych matek, dzieciobójczyń”, „ludzi sukcesu”, „sportowych bohaterów”, „liderów określonych dziedzin” czy „światowej klasy ekspertów” i „działaczy ruchów ekologicznych”.

Czym scena staje się pełniejsza a postaci bardziej wyraziste, tym mniejszy ciężar osobistej odpowiedzialności i mniej doskwierające poczucie zagubienia. Społeczeństwo może więc stawać się coraz bardziej abstrakcyjne byle mit był konkretny i „pełnokrwisty”. Historycyzm (oceniony przez Poppera jako przesąd i bałwochwalstwo pleniące się na nawozie heglowskiego bełkotu) staje się coraz silniejszym nurtem dzięki sprawnemu (choć nie do końca celowemu) współdziałaniu polityków, globalnego biznesu i mediów. Mająca niby się przyczyniać do powstrzymania globalnego ocieplenia konsumpcja „eko-produktów” czy podpisywanie internetowej petycji w sprawie uwolnienia Pussy Riot stanowią odpowiedniki działań magicznych mających na celu oddalenie złych mocy i przywrócenie pierwotnej harmonii – są też równie skuteczne…

Widocznie dla społeczeństwa zamkniętego historia musi mieć jakiś sens, a „karty dziejów” i historyczny ‘timeline’ powinny się systematycznie zapełniać „przełomami”, „bohaterami” i „zwrotami akcji”. Trwa wiec miękkie wychowanie do „działań dla widowni”, a dzięki zyskującym na popularności mediom społecznościom i specyficznym aplikacjom trening taki prowadzony być może w sposób bezbolesny i dla tresowanych niemal niezauważalny. Motywacja „osiąganiem”, „sukcesem” i „nagrodą”, idzie w parze z gratyfikacją dla stopni „specjalizacji” (które to hasło, jak zauważał Leszek Kołakowski doskonale służy cichej afirmacji  hierarchicznego ładu społecznego).

Nowy, uniwersalnie promowany model pseudo-konserwatyzmu sprzedawany jest jednak w kolorowym i błyszczącym opakowaniu liberalnych pozorów. Pomysły wprowadzenia całkowitego zakazu palenia w mieszkaniach prywatnych mają ten sam stopień politycznej histerii co „ postępowa walka” o pełne prawa rodzinne i wychowawcze dla par homoseksualnych. Regulacja podstawowych swobód i praw odbywa się coraz częściej poprzez quasi-demokratyczne praktyki regulowane celowo zwiększanym lękiem i poczuciem zagrożenia ze strony jakichś niejasnych i niedodefiniowanych, ale zdecydowanie mrocznych sił.

Przewagę uzyskują narracje proste (czasem prymitywne) ale barwne i dosadne takie jak: „odbierający chleb imigranci”, „historie innowacyjnych produktów”, zagrożenia ze strony „państw bandyckich”, dekonstrukcje „piramid finansowych”, „wycieki tajnych danych”, czy opisy „tajemniczej śmierci gwiazdy popu”. Współczesne mity są ubogie zarówno w treść jak i w formę muszą jednak zadowolić rosnące potrzeby wymiany symbolicznej. Nawet masakra dokonywana przez Brevika, odległa katastrofa elektrowni atomowej, czy uderzenie niszczycielskiego tsunami ciągle nie mogą konkurować z biblijnym potopem, a klonowaniu ludzi, marsjańskiemu łazikowi czy wielkiemu zderzaczowi hadronów wciąż chyba czegoś brakuje by móc się równać ze śmiałością golemowego projektu.

W przypadku mitów ilość nie przechodzi w jakość. Wielość, krótka żywotność i płytkość krążących w medialnym obiegu narracji nie wyczerpuje w pełni rosnących pretensji historycyzmu i prób naiwnie siłowego usensowniania rzeczywistości. Niemożliwy jest też powrót do natury ustanawiającej zasadność takiego pojęcia jak  „organizm społeczny” – jej autentyczny język już od dawna przestał być zrozumiały. Coraz bardziej abstrakcyjne i wirtualne plemiona tęskniące za porządkującym rzeczywistość totalitaryzmem „z ludzką twarzą” stają więc dziś przed ambitnym projektem stworzenia własnej, spójnej mitologii uniwersalnej – bo wciąż nie można takowej odnaleźć.
W żadnej wyszukiwarce.

Tak na marginesie: gnoza polityczna wciąż ma się nieźle.

[1] K. R. Popper, Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie.

Creative Commons License

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: