wtorek, 28 czerwca 2011

Genialny podstęp Žižka? (albo o tym jak Mongoł babę wychędożył).

Na początek Žižek przytacza starą anegdotę dysydentów partyjnej nomenklatury. Dowcip o Mongole gwałcącym kobietą na oczach jej męża – ubogiego chłopa, na środku zakurzonej drogi (realia; Rosja XV w.) ilustrować ma żałosną daremność ich protestów.
Idąc za pointą dowcipu (którego nie przytaczam w całości by nie psuć całej przyjemności) Žižek zauważa:

„...w naszych społeczeństwach krytycznym lewicowcom dotąd udawało się tylko trochę pobrudzić jaja tych u władzy, podczas gdy naprawdę chodzi o to, by ich wykastrować.” (s. 17)

Następnie autor zdaje się podążać tropem Ojców Kościoła. I można odnieść wrażenie, że dokończy dzieła niczym niejaki Orygenes. Wiara w zbawczą moc właściwie zrestaurowanego komunizmu to intelektualnie wyrafinowana, przebiegła i bez wątpienia pełna gnostyckich uniesień, wciąż jednak AUTO-KASTRACJA.
Poszukiwanie projektu alternatywnego dla ideologii kapitalistycznej wydaje się terapią jałową. Jej skuteczność przypomina parodiowane przez Woodego Allena wizyty u psychoanalityków. Być może kozetka jest miękka i wygodna, ale klient prędzej czy później zażąda zwrotu pieniędzy.

„...fetysz jest ucieleśnieniem Kłamstwa umożliwiającym nam podtrzymanie niemożliwej do zniesienia prawdy.” [3]

Ponieważ za kupioną i „zużytą” książkę nikt mi już raczej pieniędzy nie zwróci, pozostaje próba postracjonalizacji konsumpcyjnych popędów. Konsumpcjonizm to w końcu wyraz pełnej wolności – czy też jak to negatywnie definiuje Žižek: brak zewnętrznych przeszkód dla wewnętrznych skłonności.
I w tym akurat można się z nim w pełni zgodzić.

Dokonując zatem wglądu we własne skłonności wewnętrzne odkrywam, że fetyszem są dla mnie książki – Žižka zaś w szczególności. Smutna to i gorzka konstatacja. Podobnie jak to, że człowiek człowiekowi kapitalistą jest i takowym zdaje się pozostanie. Bo co do samego kresu historii to w meczu Fukuyama vs Žižek ten pierwszy wygrywa przez nokaut - z czego pokonany uczynić zapragnął moralne zwycięstwo.
Dobrze to co prawda brzmi (MORALNE ZWYCIĘSTWO!), ale nad zwycięzcą takim można się co najwyżej pochylić.
Co i tak pewnie niewielu dziś czyni.

I w tym chyba szkopuł cały. W tych niewielu. Bo niewielu już dziś pewnie obchodzi czym jest ten „szkopuł” i skąd się wziął (bo chyba nie z Niemiec?).

Trzymając się zatem niezręcznej metafory szkopułu - niczym ten (którego niewielu się pewnie domyśla), co kurczowo uchwycił się konaru figowca – rzec by można, że Žižek leje obficie wodę, by następnie połkać ją haustami (a sam „haust” ponoć z języka żeglarzy – i jak tu nie wierzyć w przeznaczenie?).

„Ideologiczną wersją kapitalizmu, który sprawuje hegemonię po obecnym kryzysie jest ‘społecznie odpowiedzialny’ ekokapitalizm. [...] Współpraca z pracownikami, ich współuczestnictwo, dialog z klientami, szacunek dla środowiska, przejrzystość umów biznesowych – to teraz klucze do sukcesu”. [1]



Czary mary i wszyscy zostali zamienieni w świnie – poza przebiegłym Žižkiem rzecz jasna.
Cóż go jednak cudownie uchroniło?
Kto mu dał magiczne ziele?
Czy to nie ten, który oszukiwać potrafił już w kołysce?
Ten sam. Patron kupców i złodziei.
(i w tym momencie przestaje być HERMEtycznie)

„Kto twierdzi, że istnieje naturalny związek między kapitalizmem a demokracją. Przekłamuje fakty w ten sam sposób jak Kościół katolicki, kiedy przedstawia się jako obrońca demokracji i praw człowieka wobec zagrożenia totalitaryzmem...” [2]

Lewicowa krytyka kapitalizmu przypomina perwersyjne widowisko przeznaczone dla zamkniętych klubów współczesnej inteligencji (wstęp tylko dla wybranych członków i członkiń).
Być może w tym szaleństwie jest jakaś metoda? Jeśli to właśnie małe wspólnoty - a nie wielbiące teleturnieje i demokrację tłumy – miałyby się okazać antidotum na zupełną degenerację ludzkiej natury. Sensownym uzupełnieniem stawałby się wówczas skromny zestaw tradycyjnych wartości.
Legalne związki partnerskie homoseksualistów legalnie adoptujących dzieci nijak się jednak w takim modelu nie zmieszczą.
Chyba, że lektura Žižka po-zbawiać ma przysłowiowych jaj.
Jeśli jednak na tym miałby polegać podstępny geniusz lewicowego intelektu, to faktycznie nastąpił koniec historii.
I może już lepszy ten cały kapitalizm?

Tak na marginesie: chłop się śmieje do rozpuku, a Mongoł babę wychędożył.

Slavoj Žižek, „Od tragedii do farsy, czyli jak historia się powtarza”, przeł. Maciej Kropiwnicki, Barbara Szelewa, Wyd. Krytyki Politycznej, Warszawa 2011.
[1] s. 62.
[2] s. 69.
[3] s. 112.

Creative Commons License
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: