Artykuł “Kościoły komercji” (Newsweek; 10.10.2010) daje do myślenia.
Autor tekstu - Marek Rabij - porównuje w nim marketing do ruchów sekciarskich. Jednocześnie, jak sam zastrzega, porównanie to wydawać się może absurdalne.
I w tym należy się z nim absolutnie zgodzić.
Tekst jest niezwykle ciekawy pod względem założeń.
Można je bez trudu zrekonstruować z ducha litery:
1. Marketing jest niegodziwy.
2. Sekty są niegodziwe.
3. W biznesie chodzi o pieniądze.
Szczególnie ta ostatnia konstatacja brzmi odkrywczo i świeżo - najpierw suspens, a zaraz po nim pointa wywodu. Zadaniem marketingu jest prawdę tą (objawioną - trzymając, się klimatu tekstu) zaciemniać przed maluczkimi odwracając ich uwagę od prawdziwej istoty wymiany handlowej (jaką bądź byłaby).
Aparatura pojęciowa i cały wywód logiczny, które wiodą czytelnika z mroków niewiedzy do światła życia zasługują na uznanie. Zabieg polega na zestawieniu marketingu, który z założenia jest perfidny i niegodziwy, z dowolnym obiektem, osobą, zjawiskiem (niepotrzebne skreślić), które uchodzą za takież.
Jeśliby znaleźć przykładowo trzy cechy wspólne dla jednego i drugiego, to dowiedzione by zostało, że są to pojęcia i byty tożsame.
W tekście posłużono się następującymi cechami wspólnymi łączącymi marketing z sekciarstwem:
1. Istnienie charyzmatycznego przywódcy (guru) i bezkrytyczny wobec niego stosunek wyznawców/wiernych.
2. Umacnianie tożsamości poprzez konfrontację z myślącymi/postępującymi inaczej.
3. Poczucie wyjątkowości charakteryzujące członków grupy (wybrańców).
Jak widać słowo “sekty” bez problemu zamienić by można z określeniem “silny naród”, “koło gospodyń wiejskich”, “kibice drużyny X”, “sympatycy zespołu Y”, “oddani pracownicy firmy Z".
Tekst byłby nawet mocniejszy, gdyby marketing porównano do faszyzmu czy stalinizmu (w zasadzie każdy “...izm” jest tu zamienny), co zresztą bywało już przez krytykę marketingu czynione.
Używając tej, popularnej ostatnio w tygodnikach opiniotwórczych, zasady dowodzenia (znajdź 3 wspólne cechy A i B a następnie zrób z tego sensację) marketing można porównać na przykład:
- do parówki (cechy wspólne: “nie wiadomo jak to powstaje”, “liczy się opakowanie”, “trafia do dzieci i dorosłych”),
- do Chucka Norrisa (cechy wspólne: “potrafi się odnaleźć w każdej sytuacji”, “dużo informacji na jego temat można znaleźć w internecie”, “umie dokopać ale bywa też czuły”)
- do komina (cechy wspólne: ................, ...................., .................. - wypełnij zgodnie z własną fantazją)
Właściwie do wszystkiego można porównać marketing (i nie tylko marketing) znajdując cechy wspólne. Wnioskowanie per analogiam to również sztu(cz)ka stara i sprawdzona - dodam, że osobiście niezwykle przeze mnie ceniona.
Typowe cechy sekt Redaktor cytuje za watykańskim raportem: “Sekty, albo nowe ruchy religijne. Wyzwania duszpasterskie”. W samym raporcie zaznaczono, że dokument ten “tylko w niewielkim stopniu zajmuje się precyzowaniem definicji nowych ruchów. Duży nacisk kładzie natomiast na to, co określono jako wyzwanie duszpasterskie”.
Raport zawiera więc ciekawą analizę potrzeb, jakie zaspokajać mogą nowe ruchy religijne i analizę kontekstu społecznego, w jakim potrzeby te się przejawiają. Odnaleźć w nim można poetyckie konstatacje w rodzaju: “Ludzie czujący się zagubionymi pragną być odnalezieni” i sam w sobie stanowi pasjonującą lekturę. Jednak zdefiniowanie czym sekta jest, czym nie jest i czym różni się od Kościoła to temat subtelny i drażliwy, z czego Kościół (pamiętając o sekciarskich początkach chrześcijaństwa) doskonale zdaje sobie sprawę.
Ruchy sekciarskie jako przejaw autentycznych niepokojów społecznych zawsze towarzyszyły działalności Kościoła, były bodźcem do jego reform i wprowadzanych zmian. “Bracia odłączeni” wciąż pozostawali braćmi - być może podstawą braterstwa była wspólna tęsknota za apokatastasis?
Nie tego jednak dotyczy tekst w tygodniku.
Najzabawniejsze jest to, że w tekście zrównującym marketing z ruchami sekciarskimi piętnowany jest np. zakup drogich butów, elektroniki użytkowej, biżuterii i actimela (w zasadzie wszystkiego co nie jest “produktem pierwszej potrzeby”) popadając przy tym - chyba nie do końca świadomie w neo-kalwiński ton!
Autor oburza się i zżyma (tak nazywa własne emocje w ostatnim akapicie) na sekciarzy oddających się praktykom, które zgodnie z ogólnie panującymi normami moralności oceniane są jako “nieprzyzwoite” (czyż nie podobnie zachowywali się wszelcy ‘entuzjaści’, ‘rozpustnicy’, ‘radykałowie’?) - zakładam, że oczekując na nadejście Nowego Ładu, lub Trzeciego Królestwa.
Oświeceniowy postęp i racjonalizm czyniony już był bogiem - jednak warto chyba pamiętać o konsekwencjach nowego ładu, w którym człowiek sam siebie “obdarzał łaską” (zob. E. Voegelin). Zastąpienie burżuazji proletariatem, krytyka handlu i “kupieckiej nieuczciwości” jako antychrześcijańskiej (przecież Chrystus był cieślą, rzemieślnikiem, a nie zajmował się lichwą czy akwizycją...) wszystko to już było i nawet tego rodzaju “odnowy” wpisać można w manichejski obraz świata. Od krytyki “nieprzyzwoitości” do nawoływań do redystrybucji bogactwa i władzy w końcu niedaleko.
Można by wręcz posądzić autora o tęsknotę za światem, w którym zlikwidowany jest cały ten wredny marketing, a wszyscy są równi wobec produktów i usług...
Ale to byłaby przesada.
Odwrócić więc spróbujmy całe rozumowanie. Przecież konsumpcjonizm (w tym amoralne sięganie po luksusowe produkty) to dziś nie żadna sekta, ale regularny... kościół - z prawdziwą tradycją, hierarchią i kontynuacją.
Czy głosem sekciarskim nie jest więc głos samego autora, który odczuwa niepokój i domaga się reform czyniąc to na łamach marki należącej do międzynarodowego koncernu wydawniczego, w dodatku za koncernu tego pieniądze?
Na pewno nie.
A jeśli tak?
To ja do tej sekty wstępuję.
I znam nawet zaciszne katakumby.
Tak na marginesie: w temacie sekt: Eric Voegelin; Lud Boży, (Das Volk Gottes. Sektenbewegungen und der Geist der Moderne), tłum. Monika Umińska, Znak, Kraków, 1994.
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz