środa, 14 października 2009

Wojna postu z karnawałem, czyli garść ludowych mądrości

Zwiększanie produkcji dla celów konsumpcji ma być jedynym lekiem na całe zło i oddalenie widma recesji (tudzież jej powrotu). Konsumpcja rzecz jasna służyć ma jedynie zwiększaniu przyjemności – bo czemuż innemu służyć dziś może, gdy wszystkie potrzeby dawno już zostały zaspokojone?

Komentatorzy wszystkich niemal mediów z niepokojem śledzą nastroje konsumenckie – czy nasze konsumenckie obawy nieco już opadły, nie boimy się utraty pracy? Czy nie myślimy już o przyszłych wakacjach? A ile wydamy w tym roku na prezenty świąteczne? Czy nie chcemy sobie poprawić nastroju większą ilością tabliczek zakupionej czekolady?

To pytania fundamentalne dla gospodarczego być albo nie być (mniej już istotne dla i tak regularnie nie spełnianych politycznych obietnic). Losy świata zostały więc dziś złożone w rękach konsumentów – to w nich ulokowano największe nadzieje i oczekiwania. I to niezależnie od tego, czy są to konsumenci zamożni czy biedni, mieszkają w USA, Francji, Chinach czy Nigerii, mogą nawet mieszkać nad Wisłą – byle przejawiali rosnącą intencję zakupu czegokolwiek.

Z drugiej strony, dialektyczne napięcie tworzy wypuszczona na wolność chimera zrównoważonego rozwoju i CSR czy przeróżnie (zazwyczaj zaś jednak cudacznie) rozumianej „ekologii” sensu largo. Trzeba być oszczędnym. Wstrzemięźliwym trzeba być. Powściągnąć estetyczno-hedonistyczne zakusy w imię walki o dobrostan białych niedźwiedzi i amazońskich lasów. Artyści śpiewają o tym piosenki, co sprytniejsi politycy zaczynają już zbijać przedwyborczy kapitał, a tankujący na stacjach muszą płacić za komfort odebrania plastykowej reklamówki, którą jeszcze do niedawna wciskano za darmo nawet przy zakupie zapalniczki.

Dwa wyraźnie sprzeczne sygnały wysyłane są więc dziś w kierunku tego samego „konsumenta”. Znalazł się on w sytuacji trudniejszej niż przewiduje nie tylko ustawa antykorupcyjna, ale nawet uwielbiany przeze mnie pasjami model polaryzacyjno-dyfuzyjny.

W sytuacji tak dramatycznej i moralnie skomplikowanej pozostaje chyba tylko zastosować się do skarbnicy kapitału wiedzy ludowej i posłuchać maksymy: „Bądź mądry i pisz wiersze”. Ponieważ modny dziś wiersz „biały” nie stawia większych wyzwań warsztatowych, część konsumentów oddaje się tej przyjemności (wzniosłej tym razem w przeciwieństwie do odrażającego moralnie zakupoholizmu).

Piszą więc konsumenci wiersze. Biorą udział w konkursach, wymyślają hasła, scenariusze reklam i wysyłają mailem do zrozpaczonych zanikiem kultury konsumpcji producentów. Piszą i liczą po cichu na wierszówkę. A tu (znowu przysłowiowa) figa z makiem! Czasem nawet figi, fikuśnie wykrojone, czajnik z gwizdkiem i radyjko tranzystorowe (choć nie ma już żadnych tranzystorów) jako nagroda za uciułane punkty.

Oszczędzać czy wydawać – oto jest pytanie! Współczesny Hamlet stoi nie tyle nad otwartym grobem (śmierć jest niemodna w pop-kulturze, chyba że w horrorach z „Kręgu” „Piły”), co nad upadłą galerianką, a w dłoni miast czaszki dzierży kartę kredytową (w zasadzie debetową – ale i tak nie widać żadnej różnicy).

Biedny i rozdarty jest współczesny konsument. Jak mawia kolejna ludowa mądrość – jak by się nie ruszył d.... zawsze z tyłu. Ni zszyć, ni spruć – (ni z gruchy, ni z pietruchy, w wersji ekologicznego rolnika) jak mawia ukryta nasz mądrość
(ależ my jesteśmy mądrym narodem –przewidzieliśmy wszystko!).

Egzystencjalna rozterka na miarę Pascala (tym razem nie tego od kurczaka z rodzynkami) coraz częściej przerywa niespokojny sen Obywatela Konsumenta. Jeśli przestanie kupować dla przyjemności, to zamkną jego zakład pracy, w którym przyjemności te dnia każdego produkuje i w sreberka z mozołem zawija – konsument dojrzał już do takiej ekonomicznej świadomości. Jeśli kupi i nie spłaci skonsolidowanych radośnie pożyczek, to zamkną jego i niewinne dziatki.

Tak źle i tak niedobrze. Ale jak mawiają mądrości – kupić nie kupić, potargować można. Konsument zamienia się więc w smartshopera albo innego zatanistę. Wybiera kompromis skąpca.pl tudzież podobny model konsumowania z ograniczoną konsumpcyjnością.

Prawdziwy konsument jest jak Neo – już wie, że jest wybrańcem i musi uratować świat oraz zatrzymać efekt cieplarniany (inaczej grozi nam klapa turystyczna w Zakopanem).
A przecież wszyscy jesteśmy konsumentami.
Yes we can!

Tak na marginesie: tegoroczne „noble” (również w dziedzinie ekonomii) potwierdzają rosnące napięcie.
I to jest bardzo niepokojące.
Bardzo.

4 komentarze:

  1. zakupy jako wyraz patryiotyzmu - patrz Bush po 11.9
    zakupy świadome i ekologiczne jako wyraz troski o planete
    bojkot zakupów i ograniczanie konsumpcji jako wypowiedzenie posłuszeństwa sytemowi i troski o równowagę psychiczną i własne zdrowie
    co wybierasz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja wybieram: dla każdego coś dobrego.
    W końcu chodzi o to, żeby mieć wybór i dobrze z tego skorzystać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakmul21/10/09

    Konsumujmy i chrońmy środowisko. Właśnie taki przekaz sprawia, że za proekologiczną postawę uznaje się kupno dwa razy większego niż dotychczas domu i wkręcenie wszędzie energooszczędnych żarówek.

    OdpowiedzUsuń

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: