środa, 2 września 2009

Piknik lotniczy, czyli nostalgia za katharsis „na żywo”.

„...dominujący obecnie typ człowieka to prymityw, to Naturmensch, który pojawił się pośród cywilizowanego świata. Świat jest cywilizowany, lecz nie są cywilizowani jego mieszkańcy: nie zdają sobie nawet sprawy z istnienia cywilizacji, po prostu używają jej tak, jak gdyby to była przyroda”.


Jose Ortega y Gasset, „Bunt mas”, s. 85

Fascynujące piękno mas wody spadającej z hukiem w wodospadach, dymiące groźnie szczyty wulkanów, chorobliwie wciągający obraz walczące zaciekle psów czy zadziobujących się na śmierć kogutów, tajemniczość i smutek spadających gwiazd...

Teatr fundowany przez naturę pełen jest widowisk szczegółowo dopracowanych przez Demiurga i przeznaczonych specjalnie dla naszych oczu. Widowiska natury spełniają wszelkie warunki dobrej tragedii w rozumieniu Arystotelesa - budzić powinny litość i trwogę. Uczucia te są zaś warunkiem uczuć tych oczyszczenia – przeżycia katharsis.

Ponieważ jednak walki kogutów są w Polsce nielegalne (nawet na Bali zeszły do podziemia), wodospady wciąż stanowią rzadkość, a z balkonu miejskiego wieżowca oświetlanego nigdy niegasnącym żarem ekologicznych świetlówek (poniżej 100 W) trudno dostrzec spadające gwiazdy, potrzebujemy nowych widowisk. Programy telewizyjne oglądane w domowym zaciszu, transmisje radiowe, kino, nawet Youtube nie pozwalają przeżywać katharsisi – jako media, oferują jedynie rzeczywistość mediującą pomiędzy różnymi światami – rzeczywistość zapośredniczona nie budzi zaś litości i trwogi. I nawet seks czy śmierć w reality show jak pokazuje słabnąca popularność gatunku sytuacji tej zmienić nie mogą.

Poszukujemy więc widowisk, w których „na własne oczy”, „na żywo”, oglądamy „dzianie się” i uczestniczyć możemy w oczyszczeniu zbiorowym. Dwie kategorie zbiorowego katharsis godne są uwagi poprzez ich rosnącą gwałtownie popularność: koncerty w plenerze oraz pokazy lotnicze.

Być może my, Polacy mamy dziś uczucia skalane niepomiernie, skoro skłonni jesteśmy ponosić wszelakie, wciąż rosnące koszta zbiorowego oczyszczenia. Oto litość budzą lokalizacje koncertów, pomyślane są tak, by w żaden sposób nie można było dostać się na miejsce środkami komunikacji publicznej – dotyczy to rzecz jasna również powrotów. Limitowana liczba mobilnych miejsc intymnej defekacji (czyli toi-toji) podczas imprez masowego katharsis budzi zaś sensualną trwogę – trwogę powodowaną głównie jednym zmysłem (zmysłem równowagi żeby nie było wątpliwości).

Czy jednak koncerty i air-show to miejsca i widowiska odpowiednie dla duchowego oczyszczenia?
Huizinga zauważył, że „Zabawa jest dobrowolną czynnością lub zajęciem, dokonywanym w pewnych ustalonych granicach czasu i przestrzeni według dobrowolnie przyjętych, lecz bezwarunkowo obowiązujących reguł, jest celem sama w sobie, towarzyszy jej zaś uczucie napięcia, radości i świadomość „odmienności” od „zwyczajnego życia””.

Koncerty plenerowe należałoby więc zaliczyć do form zabawowych, podobnie jak wizyty w centrach zakupowych, czy popularne ostatnio miasteczka namiotowe protestujących – jest tu zawsze miejsce na napięcie, radość i odmienność od szarej codzienności.
Pokazy lotnicze to już tragedia w formie najbardziej oczywistej (tekst ten nie ma na celu komentowania aktualnych wydarzeń, więc mówię „oczywistej” a nie „dosłownej”). Choć używane czasem sformułowanie „piknik lotniczy” sugerowałoby formę beztroskiego biwakowania, podkreślającą tymczasowość, symboliczne oderwanie się od nużącej rutyny dnia powszedniego, to nie ulega wątpliwości, że elementy „napięcia”, „grozy”, czy skrywane oczekiwanie nieuchronnej katastrofy przeważają nad radosnym uniesieniem.

Air-show to tragedia idealnie wpasowana w obecne oczekiwania masowego odbiorcy. Włączono w nie wszystkie atraktory hiperuwagi współczesnego widza-konsumenta: nowoczesna technologia, akcenty militarne i kumulowane ryzyka stanowią doskonały koktajl testosteronu i adrenaliny, od którego uzależniona jest percepcja widowisk dzisiejszego odbiorcy.
I pewne jest, że na brak widzów imprezy te nigdy nie będą narzekać.

Tak na marginesie: w przyszłym roku zapowiadane są już pikniki nuklearne łączone z kaźnią „zbrodniarzy ludzkości” i pokazami ekologicznej broni biologicznej.
Niestety, podobno cyfrowe noktowizory i mikroskopy trzeba będzie zdawać przy wejściu do depozytu.
Na pocieszenie: t-shirty z logo pokazów można zamawiać już dziś.

- Johan Huizinga, „Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury”, Czytelnik, Warszawa, 1985
- Jose Ortega y Gasset, „Bunt mas”, przekł. P. Niklewicz, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2002

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: