piątek, 11 września 2009

Obrona Zatoki Piratów, czyli Forum Ekonomiczne w Krynicy. Dzień trzeci.

Nikifor żebrał i malował, z tą możliwością zmiany, że zależnie od nastroju władzy miejscowej, odbierano mu prawo do jednego albo drugiego. Gdy mu konfiskowano obrazki, prosił o jałmużnę”.
Nikifor, Andrzej Banach, Arkady Warszawa 1983

Sejm podtrzymał dziś weto Prezydenta i tym samym przepadła ustawa medialna. Gdy w Krynicy rozpoczynał się panel „Jakich mediów publicznych potrzebujemy? Doświadczenia europejskie w zakresie finansowania mediów publicznych”, obecny na nim Witold Kołodziejski, przewodniczący KRRiT nie znał jeszcze losów prezydenckiego weta. Podobnie jak pozostali uczestnicy debaty: publicysta „Polityki” Edwin Bendyk, Gabriel Tar z francuskiego Ministerstwa Kultury, prof. Tadeusz Kwiatkowski z Uniwersytetu Warszawskiego, Gyorgy Ocsko z Komitetu Sterującego rady Europy ds. Mass Mediów (Węgry), Vaclav Zak z czeskiej Rady Radiofonii i Telewizji (tak wynikało z programu, podczas spotkania prelegent sprostował, że tą informację i występował już jako niezależny publicysta) oraz Laszlo Majtenyj z węgierskiej KRRiT (nic nie prostował).
Witold Kołodziejski z obrotu sprawy pewnie się ucieszył (chodzi wyłącznie o abonament) – podczas spotkania pokazywał, w jak drastyczny sposób spadły wpływy z abonamentu po zapowiedzi Donalda Tuska, że będzie walczył o jego zlikwidowanie. Wielu rodaków zapowiedź tą potraktowało nie jako życzenie, ale fakt dokonany i z dnia na dzień przestało media publiczne wspierać.
Podczas debaty pojawiła się nieśmiała teza, że być może wielu Polaków nie chce płacić abonamentu, bo nie widzi w tym żadnego sensu. W. Kołodziejski tezę zbił z miejsca stwierdzając, że „jak nie muszą, to nie płacą”, a sens płacenia polega po prostu na obowiązku. Przywołał w tym miejscy przykład kablówek – jeśli ktoś nie płaci rachunku, to po prostu odcinają mu sygnał – w rezultacie wielu uzależnionych od TV w sposób zdyscyplinowany pilnuje daty na rachunku i płaci za kabel pilniej niż za światło (są to prawdopodobnie ci, którzy mają plazmę na baterie).
W Czechach takich modeli telewizorów widocznie nie sprzedają – tam, jak relacjonował.

Kwestia, na co powinien być przeznaczany abonament, jest faktycznie pogmatwana w dobie mediów cyfrowych, konwergentnych technologii, zmiany stylu życia i innych współczesnych przekleństw. Ciekawie opowiadał o tym Edwin Bendyk podając przykład nastolatków przeżywających 40 godzin w ciągu doby. Nie, nie jest to pomyłka. Okazuje się bowiem, że nastolatki przez 16 godz. konsumują media, przez 8 godz. śpią w pozostałym czasie odrabiają lekcje i oddają się innym, równie pociągającym uciechom wieku naiwnego. Jak to możliwe? Oczywiście dzięki postępowi cywilizacyjnemu, którego wynikiem jest tzw. „multitasking”, czyli mówiąc po polsku „wieloczynnościowość”. Wieloczynnościowość, odkryty niedawno fenomen zdolności do jednoczesnego wysyłanie sms-a, oglądania TV połączonego z popijaniem kawy stawianej na magazynie prasowym przy włączonym radioodbiorniku, konsoli playstation czy Wii i laptopie leżącym na kolanach. Jeśli na laptopie włączone jest gadugadu, naszaklasa, facebook i youtube to mamy do czynienia z kompulsywnym „multitasking”, które z czasem przechodzi w łagodną postać patologiczną.

Ponieważ zjawisko „multitasking” jest trudne do wyobrażenia dla kogoś, kto np. wychował się przy czarno-białym odbiorniku TV stojącym w odległości 2 km od najbliższej budki telefonicznej (należę do takich nieszczęśników), publiczność współczesna została przez publicystę podzielona na dwa typy:
1. Publiczność „Tradycyjna” (należę bez wątpienia do tej grupy).
2. Publiczność „Nowa”.

Moim zdaniem już ten prosty podział wnosi wiele komplikacji w i tak mocno pogmatwaną sprawę abonamentu płaconego (lub nie) na media skądinąd „publiczne”. Należałoby się teraz np. zastanowić czy nie stworzyć dwóch niezależnych Misji – dla publiczności „Nowej” i „Tradycyjnej”.

Misja kierowana do publiki „Tradycyjnej” mogłaby zostać oparta na przywołanym przez Gabriela Tara modelu francuskim, z całą jego elegancją, wyrafinowaniem i tzw. „wyjątkiem kulturowym” (pasuje i do modelu i do Gabriela). Misja ta odzwierciedlałaby różnorodność potrzeb wszystkich widzów przed telewizorem przy jednoczesnym łączeniu tej różnorodności i otwieraniu na świat zewnętrzny różnorodny jeszcze bardziej (jakby znane: „telewizja oknem na świat”...). Telewizja taka (radio również) uczy, bawi, wychowuje pełniąc te same role co publiczny żłobek, przedszkole, szkoła, uniwersytet i w końcu uczelnia trzeciego wieku. Ponieważ edukacyjny aspekt telewizji publicznej w modelu francuskim zgrany jest ze szkolnym programem odpada problem rokrocznej awantury politycznej związanej z wymianą podręczników. „Wyjątek kulturowy” (jest nim również cała Francja) zakłada, że wszelkie zasady UE kończą się tam, gdzie zaczynają granice francuskiej kultury i języka. Media publiczne w takim modelu funkcjonujące w naszym, rodzimym wykonaniu byłyby więc mocno zorientowane na dbałość o dygitalizację polskiego cywilizacyjno-duchowego dziedzictwa. TVP Kultura stałaby się wówczas kanałem wiodącym (nazwę rozszerzono by do TVP Polska Kultura), a wszystkie debilne programy masowe zamieniono by „relewantne” dla nas produkcje w rodzaju „Śpiewających na kacu”, „Tańczących z chochołami”, teleturnieje „Jaka to Madonna” czy też neoawangardowe multimedialne spektakle „Dziadów” z piosenkami Mieczysława Fogga. Równocześnie uruchomiony by został kanał TVP 44, w którym przez cała dobę nadawano by wiadomości i zachowane relacje z powstania warszawskiego przeplatane z aktualnymi informacjami podawanymi w powstańczym anturażu (próby takie prowadziła ostatnio nawet stacja komercyjna).

Pieniądze w spolszczonym modelu francuskim inwestowane byłyby również w produkcje filmowe. Powstałby w końcu przyzwoity prequel i sequel do „Czterech pancernych” i z zapartym tchem moglibyśmy śledzić losy wnuków Gustlika i Marusi oraz dowiedzieć się skąd właściwie przywędrowali dalecy przodkowie Szarika (do tego seria edukacyjnych filmów o wilkach stepowych na blue-ray z wyraźnie zdygitalizowanym głosem Krystyny Czubówny).
Telewizja na francuską modłę szyta jest przedsięwzięciem, do którego nie odnoszą się żadne wskaźniki w rodzaju ratingów, zasięgów, GRP, CPP, CTR i inne medialne cholerstwa, ponieważ w telewizji takiej reklama emitowana jest jedynie po godzinie 24-tej i dozwolona jest wyłącznie dla produktów oznaczonych godłem „Teraz Polska”. Tu widz jest w centrum i nie można mu przerywać meczu „Złotek”, czy transmisji z Jasnej Góry żadną reklamą środków na biegunkę czy „pożyczki - chwilówki”. Targetowanie i segmentacja, słusznie zauważył Gabriel Tar to zabiegi odhumanizowane, stworzone przez szatańsko pazerne domy mediowe. Widz jest częścią różnorodnej, acz harmonijnej publiczności, a nie targetem dla maści na grzybicę pięt.

W powyższym modelu mediów publicznych opłata abonamentowa w dużej mierze przeznaczana jest więc na produkcję „contentu”, ale dystrybucją takiej treści z chęcią zajęłyby się pewnie media komercyjne oraz operatorzy telekomunikacyjni. Abonament można by po prostu doliczyć do rachunku za usługi triple-play, w każdym miesiącu dołączając wyciąg z zaznaczeniem, które programy w ramówce zostały wyprodukowane za publiczne pieniądze (+ VAT)



Ramówka nie wchodzi w grę w przypadku publiczności nastoletniej. Jak zauważył Edwin Bendyk młodzież nie wie czym jest ramówka, ponieważ i tak wszystko sobie obejrzy na youtube albo ściągnie zzipowane o dogodnej porze – zegar biologiczny młodych jak już wiemy pracuje na przyspieszonych obrotach i nie uwzględnia czasu kosmicznego (nazywa się to „time-shifting” i ma związek z „place-shifting” – mózg Kanta i Einsteina połączony w jeden organizm być może pojąłby o co tu chodzi).
Jeśli młodzi nie uznają nie tylko żadnych norm moralnych związanych z prawami autorskimi, ale też podstawowych kategorii czasu i przestrzeni, media publiczne muszą dopasować się do charakteru rebelii totalnej.
Misja kierowana dla publiczności określanej jako „Nowa” mogłaby więc częściowo korzystać z połączonych doświadczeń modelu węgierskiego i polskiego. Ten pierwszy określony został jako „permanentny kryzys zarządzania” (ciekawe, do naszego też pasuje...) i pewnie bardzo by rozedrganym i anarchistycznie nastawionym nastolatkom odpowiadał.
Abonament zostałby zastąpiony podejściem „płacę, to mam”. Młodzi płaciliby wyłącznie za dostęp do medium – kanału dystrybucji treści, które i tak sobie shackują, zripują, dowolnie skopiują itp. zgodnie z własnym uznaniem. Sprawdzony jest w tym przypadku model pre-paid – zasilanie konta możliwe byłoby przez SMS, bankomat czy kartę zdrapkę.
Opłaty pobierane w ten sposób przeznaczane byłyby na prawników broniących „Zatoki Piratów”, właścicieli serwisów Peer-to-peer oraz utrzymywanie szkół publicznych dla początkujących hackerów.

Dwa niezależne porządki mediów publicznych koegzystowałyby bezkonfliktowo do momentu wymarcia ostatnich przedstawicieli „Tradycyjnej” publiczności. Być może sprawnie przeprowadzona niegdyś reforma emerytalna znacznie to zjawisko przyspieszy. Pojawić się może jednak problem, o którym wspominali wszyscy paneliści. Otóż media publiczne w krajach o raczkującej lub odbudowującej się demokracji działają na polityków, tak jak lep na muchy. „Okazja czyni złodzieja” mówi ludowa mądrość – w tym przypadku także trudno sobie odmówić sięgnięcia po darmową tubę w celu utrzymania się na stołku.
Wszystkie kraje Europy Środkowo-Wschodniej zdają się mieć także inny problem: jak zauważył Tadeusz Kowalski - wszędzie udało się zbudować instytucję, ale nigdzie nie udało się ukształtować etosu mediów publicznych.
Ludzie nie widzą więc sensu płacenia abonamentu. Telewizja przecież tak jak państwowa szkoła, szpital, czy droga po prostu „nam się należy”. Płacimy przecież podatki – tak, czy nie? A podatki i tak są za wysokie – każdy musi to przyznać.
Jak wyglądają publiczne instytucje i rozwiązania wszyscy dobrze wiemy i widzimy jak się zmieniają na lepsze – z każdym dniem.
Teraz jest potrzebny mądry, który obniży podatki, podniesie wszystkim płace, zapewni darmową edukację, leczenie i sanatorium (np. w Krynicy) i oznajmi nam to wszystko w naszej Publicznej Telewizji
A dla „Nowych” na youtube.

Tak na marginiesie: znalezienie idealnego modelu powiązania świata gospodarki z polityką było tematem dwóch innych paneli, jakich mogłem dziś wysłuchać. O tym co nas czeka do roku 2030 opowiem innym razem.

1 komentarz:

  1. [cyt]
    W. Kołodziejski tezę zbił z miejsca stwierdzając, że „jak nie muszą, to nie płacą”, a sens płacenia polega po prostu na obowiązku. Przywołał w tym miejscy przykład kablówek – jeśli ktoś nie płaci rachunku, to po prostu odcinają mu sygnał – w rezultacie wielu uzależnionych od TV w sposób zdyscyplinowany pilnuje daty na rachunku i płaci za kabel pilniej niż za światło (są to prawdopodobnie ci, którzy mają plazmę na baterie).
    [/cyt]

    Bardzo dobry przykład! Konsekwentnie jednak powinienem mieć prawo zawarcia umowy z TV publiczną (moja wola wyrażona moją inicjatywą i potwierdzona podpisem) oraz wypowiedzenia tej umowy! Jestem za wprowadzeniem tego modelu :)

    OdpowiedzUsuń

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: