Najciekawszy fragment z wyników badania opublikowanych dziś przez Gemius brzmi następująco:
„Najczęstszą reakcją badanych po ukazaniu się reklamy jest ucieczka, unikanie kontaktu z nią. Gdy reklama nie daje się zamknąć albo jej ilość utrudnia korzystanie z serwisu rezygnują z przeglądania danej strony i decydują się na zaprzestanie odwiedzania jej [podkr. MS]. O wiele rzadziej występowały zachowania, w których internauci wchodzili w interakcję z reklamą lub przekazywali ją dalej. Ponad połowa internautów na widok reklamy internetowej stara się ją ignorować”.
Widać wyraźnie, że internet jako medium reklamowe bardzo różni się od telewizji. Chyba wciąż niewiele osób rezygnuje z obejrzenia dalszej części filmu przerwanego reklamą. W przypadku prasy także nieczęsto widuje się kogoś, kto kupuje dziennik, zagląda i widząc reklamy wyrzuca całą gazetę do kosza.
Komunikat ze strony użytkownika można też odczytać następująco: „skoro zamieszczasz takie śmieci, to pewnie wszystko o czym piszesz nie ma żadnej wartości”. Tego nikt by sobie chyba nie życzył.
Dla właścicieli stron próbujących zarabiać dzięki reklamie wspomniany raport zawiera niezbyt dobre wieści. Reklamę traktować powinni jako szkodliwą zawartość swoich serwisów – szczególnie wszystkie jej formy inwazyjne, czy celowo utrudniające zamknięcie lub ominięcie przekazu.
Wydaje się to ciekawym polem dla analiz właścicieli stron – czy faktycznie opłaca się tracić naprawdę wartościowych użytkowników (bo zainteresowanych produkowaną treścią) tylko po to by zarobić (tak naprawdę niewiele...) na innych, tych którzy przypadkowo klikną we fruwający banner? Zależy to pewnie od modelu biznesowego. Istnieje jednak coraz więcej stron pseudo informacyjnych, które przypominać zaczynają codziennie aktualizowane katalogi wszelkich form reklamy displayowej. Starania właścicieli co do sprzedaży powierzchni reklamowej będą pewnie coraz częściej odwrotnie proporcjonalne do liczby nowych użytkowników takich serwisów...
W raporcie interesująca jest również deklaracja badanych, że skłonni byliby dopłacać byle tylko nie oglądać reklam internetowych. Być może dostęp do płatnych treści pozbawionych komercyjnych przekazów ma szanse na powodzenie?
Cała notatka z raportu jest jednym wielkim znakiem ostrzegawczym dla wydawców i reklamodawców. Tolerancja odbiorców na nachalną perswazję ma swoje granice. Testowanie tych granic i szukanie czerwonej linii, jakiej poziom irytacji nie powinien przekroczyć należy więc traktować albo jako przejaw przedsiębiorczej odwagi, albo jako idiotyczną brawurę. Wszystko wskazuje na to, że coraz bardziej prawdopodobna jest słuszność tej drugiej interpretacji.
Tak na marginesie: wszystko powyższe nie dotyczy rzecz jasna celowo poszukiwanych informacji, ale to zupełnie inny temat...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz