poniedziałek, 22 czerwca 2009

Kto nadmucha Lewiatana? Czyli znowu przeklęty nominalizm!

Motto:
"My jesteśmy jak przeklęci, że nas mara, dziwo nęci, wytwór tęsknej wyobraźni, serce bierze, zmysły drażni."
Stanisław Wyspiański; Wesele

Wszystko, co może być wyobrażone, jest również możliwe – każdy więc pomysł, jaki da się pomyśleć można wcielić w życie. Taki właśnie pogląd (na razie nie oceniajmy jego prawdziwości) musiał być podstawą myślenia grupy ekspertów tworzących raport „Polska 2030”.
Raport jest nie tylko potwierdzeniem tego, że polski duch obłożony jest wieczną klątwą nominalizmu, jest to jednocześnie kolejny rozdział książki „Doktryna szoku”. Tym razem Naomi Klein wyręczona została przez sztab ekspertów pod przewodnictwem Michała Boni. Postanowili oni twórczo rozwinąć koncept disaster capitalism. Mówią o tym wprost, zauważając „..konieczność dalszych reform strukturalnych i budowania polityki rozwoju, bo tylko to może neutralizować skutki spowolnienia i wprowadzić kraj na trakt „twórczej destrukcji” w okresie zagrożenia kryzysem”. (Polska 2030. Wyzwania rozwojowe s. 2)

Słysząc, że polityk chce mój kraj wprowadzić na trakt TWÓRCZEJ DESTRUKCJI mam ochotę od razu wsiąść do niezawodnego w takich sytuacjach airbusa i udać się na dobrowolne wygnanie. Zwyciężył jednak patriotyczny obowiązek, który nakazuje dokończyć ten wpis.

Zacznijmy od początku. Strategia rozwoju Polski jest rządowym dokumentem, który zgodnie z wymogami UE powinien zostać niebawem opracowany i zrealizowany. Od lipca rozpocząć ma się debata nad dokumentem wstępnym – raportem „Polska 2030. Wyzwania rozwojowe” (w wersji pełnej dostępne tu...). Podsumowaniem opracowania jest 12 stronicowy dokument, który sam w sobie stanowi nie lada wyzwanie intelektualne.

Dokument napisany jest przyjaznym i zrozumiałym dla każdego obywatela językiem (paradygmaty, synergia, dryf rozwojowy, petryfikacja, kompensacja skutków, katalizator dyfuzji, przewaga konkurencyjna itp.). każdy więc Polak chętnie weźmie udział w tej debacie – a jeśli nie, to jedynie z braku woli lub lenistwa poznawczego.

Język dokumentu jest prawdopodobnie odpowiedzią na jeden z zawartych w nim postulatów na temat debat publicznych:
„Taka jakość debaty pozwoli zmienić w dialog społeczny dotychczasowe nieumiejętne i jednostronne komunikowanie przez władze publiczne ich celów, strategii i działań, a przez obywateli niepewności frustracji i lęków” (s. 10).

Analiza języka raportu pokazuje jeszcze jeden ciekawy aspekt. Oto twórcy raportu postanowili stworzyć perpetuum mobile inżynierii społecznej. Zaprzęgli w tym celu biologię i chemię organiczną, fizykę ciał stałych oraz fal, okrasili zaś to wszystko zjawiskami magnetyzmu. Z mieszanki tej powstał Lewiatan – Frankenstein, którego – wszystko na to wskazuje – będą teraz chcieli ożywić.

Monstrum społeczno-ekonomiczne nosi w raporcie pseudo-naukową nazwę HARMONIZACYJNEGO, POLARYZACYJNO-DYFUZYJNEGO MODELU (!!!).

Niestety tym razem nie jest to głupi żart – 18 autorów podpisanych pod dokumentem ręczy własnym nazwiskiem bezsensowność rozmiaru stworzonego absurdu. Dla ułatwienia zilustrowałem poniżej model polaryzacyjno-dyfuzyjny starając się uchwycić intencje twórców oraz odtworzyć ich zaskakujący tok rozumowania.



Model gospodarki kraju, w którym żyć przyjdzie kolejnym pokoleniom opiera się na nowej, wciąż nie odkrytej i nieopisanej przez żadną naukę zasadzie organicznej termodynamiki społecznej.

Oto mamy do czynienia z organizmem (państwo), który w sposób harmonijny wciąż rośnie, rozwija się i samodoskonali. Układ pokarmowy tego organizmu jest jednak zasklepiony (autorzy sugerują radykalną redukcję CO2) – organizm nie wydala więc zbędnych odpadów brak w nim tzw. „wykluczonych” i nie cierpi na wzdęcia. Można sobie jedynie wyobrazić czym wypełniają się z czasem trzewia tego Lewiatana...

Organizm wzrasta czerpiąc energię i zasoby z sił „pracowników”. Cały dokument jest bowiem manifestem wzywającym do stworzenia jednego wielkiego „państwa pracowników” (s.4). Tak, tak – PAŃSTWO PRACOWNIKÓW nie obywateli, aby nie było żadnych wątpliwości.
Energii do utrzymania żywienia Lewiatana nie może zabraknąć stąd konieczna jest dbałość o wysoką „dzietność” – konkludują eksperci.

Wyobraźnia twórców w tym miejscu zaczyna się jednak dopiero rozkręcać. Jako kolejny element charakterystyczny Lewiatana pojawia się „fajerwerk bożka Philipsa”, jak nazwałby to zjawisko Tuwim... Organizm zostaje bowiem umieszczony pomiędzy dwoma „biegunami” (jak w przypadku Frankensteina...) w celu wywołania i podtrzymywania „polaryzacji”.
Dopiero taki zabieg zdaniem eklektyczno-ekscentrycznej nauki ekspertów pozwala uzyskać efekt wspomnianej „dyfuzji”.

Oto dobre zaczyna spływać w stronę gorszego, pieniądze przemieszczają się z bieguna dobrobytu w stronę bieguna nędzy, innowacja i kreatywność poddana jest transfuzji na „peryferia” ciemnoty i zabobonu (nie tylko wiejskiego). A jakimiż to arteriami dokonuje się ta magiczna transfuzja mógłby zapytać zadziwiony czytelnik?
Otóż „Żadna z polityk dyfuzyjnych nie będzie w pełni skuteczna, jeśli nie poprawi się dostępność transportowa i komunikacyjna obszarów peryferyjnych, a więc ich przestrzenne powiązanie z regionalnymi centrami rozwoju i największymi metropoliami”. (s.11).
Tak, tak jeśli cierpliwy czytelnik przeczyta całość wywodu prędzej czy później rozszyfrować musi intencje autorów – w Polsce trzeba drogi wybudować!!!

„Dyfuzja” likwiduje przy okazji „wykluczenie cyfrowe” i jak to w dyfuzji bywa miesza równomiernie wszystkie cząstki – można by powiedzieć „wyrównuje”. Ponieważ jednak organizm w tym czasie cały czas wzrasta, a bieguny się tym samym oddalają „dyfuzja” ma coraz trudniejszą pracę do wykonania. Cóż więc robić? – zbliżać bieguny (organizm musiałby się kurczyć) czy też „katalizować” procesy dyfuzyjne i zmyślnie nimi zarządzać?

Autorzy przytomnie zauważają, że elektryczno-magiczna „dyfuzja” pozostawiona bez kontroli zmieniłaby się w „dryf” lub nie daj Boże w anarchię! By tak się nie stało potrzebne jest społeczne „zaufanie do mechanizmów rynkowych” oraz „sektor pozarządowy w postaci niezależnych think-tanków”. (s. 8).

Skrzący się wieloznacznością język dokumentu zdradza jednak nie tylko naukowe ambicje na miarę stworzenia teorii wszystkiego. Jeśli bowiem wczytać się w raport uważniej, to włos jeży się na głowie – bełkot polaryzacyjno-dyfuzyjny okazuje się bowiem dopiero pierwszą zasłoną Mai. Kolejną jest MIT ZARZĄDZANIA.
„Przewaga konkurencyjna”, „produktywność”, „zasoby” kierują czytelnika w stronę pism P. Druckera. Tu jednak zarysowany kierunek okazuje się pozornym. Zza zakrętu tekstu pojawia się bowiem sam Karol Marks! Podobnie, jak w nieco obszerniejszym „Kapitale”, tu (w raporcie Polska 2030) państwo w pewnym momencie także staje się zbyteczne.

Nadprodukcja i mordercza konkurencja wolnego rynku skutkują nie tylko nabrzmiewającym problemem walki klasowej. Oto obowiązek pracy staje się jedynym celem życiowym „pracowników” utrzymujących Lewiatana. Pracują starzy i młodzi, karmiące kobiety i niepełnosprawni. Szpitale, żłobki i szkoły znajdują się w zakładach pracy – w nich również odbywają się turnusy sanatoryjne – rehabilitacja. Dokładnie taką wizję świata proponuje nam 18-tu wizjonerów kierowany przez pana Boni.

Co niezmiernie ciekawe, prawa i obowiązki obywatela w utopijnej wizji proroków zastąpione zostają przez „prawa i aspiracje” (s.8). Obywatel pracownik musi przecież nie tylko nad-produkować, ale też coraz więcej konsumować, aby genialny model dyfuzji-palaryzacyjnej działał bez zarzutu.

By doprowadzić do takiego stanu należałoby pewnie zmienić obecną konstytucję RP, która w określony sposób definiuje społeczno gospodarczy ustrój Polski. Autorzy nie mają nic na przeciw przyznając szczerze: „Tak postawione zadanie wymaga radykalnej przebudowy polityki państwa”. (s. 4)

Można by zapytać skąd w ogóle zrodził się pomysł stworzenia utopijnego Lewiatana-Frankensteina? Autorzy kwestię tą wyjaśniają faktem, że „Polsce potrzebny jest nowy projekt cywilizacyjny”. (s. 2). Skończyło się bowiem paliwo rozwoju w postaci procesu transformacji gospodarczej (ta zdaniem autorów jest już zupełnie zakończona) oraz integracji z UE.

Utopia ma więc na celu „cywilizowanie” Polski. To fakt, żyjemy od wieków w cywilizacyjnej próżni – wystarczy pójść na dworzec centralny w Warszawie, albo zatrzymać się na kebab i flaki na dowolnej „drodze szybkiego ruchu”, by tego doświadczyć w pełni.

Być może jednak ta nędza zapóźnionej cywilizacji jest naszym błogosławieństwem? Rolnictwo mamy od wieków w pełni ekologiczne – nie musimy się na takie przestawiać, bo z dziada pradziada nic się tu nie zmieniło. Z kolei renta zacofania pozwala nam unikać kryzysów ekonomicznych – to po co się wychylać i cywilizować? Zresztą słowo „cywilizacja” pochodzi chyba oryginalnie od słowa „obywatel”, a autorzy raportu wolą pracującego-konsumenta. Na temat indywidualnej wolności, demokracji itp. nie ma przecież w raporcie ani słowa.

Autorzy raportu kroczą jednak w misyjnym zapale sprawdzonym traktem. Tzw. „priorytet cywilizacyjny” można znaleźć np. w broszurce „Restrukturyzacja a rozwój gospodarki” wydanej w 1988 r. (świadomość więc już mocno dojrzała...) dla wiernych czytelników przez Redakcję Publikacji Wydziału Ideologicznego KC PZPR. Tam jednak zauważano, że „integralnym elementem (...) priorytetu postępu cywilizacyjnego musi stać się też pogłębiona humanizacja pracy i stosunków społecznych, tworzenie warunków dla pełniejszej realizacji osobowości każdego obywatela Polski, odbudowa poczucia sensu działania społecznego i indywidualnego”.

O co więc chodziło autorom raportu „polska 2030. Wyzwania rozwojowe”? Poświęcili wiele cennego (zapewne) czasu by pod fizykalno-menadżerską nowomową skryć banalne, utopijne wizje niejednokrotnie już poddawane krytyce nie tylko przez zwolenników marksizmu?
Nasuwająca się jedyna, sensowna odpowiedź jest demoniczna i zakrawa na paranoję:
działali na czyjeś zlecenie!
Kto więc mógłby najwięcej zyskać na zrealizowaniu „państwa bez państwa” – wielkiego zakładu pracy?
Oczywiście wielkie, pazerne koncerny!
Pozostaje pytanie: jakie, które?
Tu również odpowiedź wydaje się oczywista: oligopole producentów papieru toaletowego!
Jeśli bowiem ta wielka wizja wcielona zostanie w życie, to wiadomo z jakim skutkiem –no i ktoś ten cały „D-efekt” będzie musiał posprzątać...

Tak na marginesie: jeśli ktoś się jeszcze waha co do wyboru przyszłego zawodu, to autorzy podpowiedzieli kto nieźle zarobi na wcielaniu ich utopii: „niezależni doradcy” i „think -tanki”. Już teraz zakupić więc należy puszkę nierdzewnej farby do malowania czołgu i szukać trzech znajomków – pancernych.
O psa się nie kłopocz, pies, jak zwykle sam się przypałęta...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: