czwartek, 23 kwietnia 2009

Era Twittera czyli próba monetaryzacji świergolenia…

Wiedza wyrażona w 140 znakach może być na wagę złota. Czy istnieje bowiem informacja cenniejsza niż ta w rodzaju: co właściwie porabia nasz potencjalny konsument w danym momencie i w dodatku w jakim jest nastroju? Czy popija kawę, czy gapi się przez okno, a może właśnie słucha radia lub wybiera się do pubu . Zamiast inwestować w kosztowne projekty monitorowania zachowań, gromadzenia zafałszowanych deklaracji czy badania „touchpointów” wchodzimy sobie po prostu na Twittera i już wszystko wiadomo!

Oczywiście zbyt piękne aby było prawdziwe. Jednak coraz bardziej zaawansowane rozwiązania komercyjnego wykorzystywania przeróżnych „social networks” czy też „social media” (Facebook, Twitter, MySpace) staje się powoli nową marketingową obsesją. Zabawa w kotka i myszkę jest tu jednak dużo trudniejsza i rządzi się zupełnie innymi prawami niż te, które panują w off-line’owym świecie. Trudno także przewidzieć czy podkręcony przez Twitter fenomen „microblogów” jest jedynie przejściową fascynacją, czy też bardziej długofalowym trendem, zjawiskiem, które przerodzi się w trwały nawyk kolejnych milionów internautów korzystających z takiej właśnie formy ekspresji (lub też biernej konsumpcji treści).

Skuteczne wykorzystanie Twittera w artykule „Why it’s good to tweet” (The Wire, April 2009, zob. też blog) podsumował Rohit Bhargava (Ogilvy PR). Wśród 10 zastosowań jakie wymienia znalazły się np.:

- sprzedaż bezpośrednia (Dell zbudował ponoć wart 1 mln USD rynek wykorzystując założone na Twitterze konto @delloutlet)
- gromadzenie aktualnych insightów konsumenckich oraz badania opinii on-line
- oryginalna forma „szpiegostwa przemysłowego” (podsłuchiwanie rozmów konkurencji…)
- reagowanie i zarządzanie informacją w sytuacjach kryzysowych
- generowanie zainteresowania off-line’owymi działaniami marketingowymi oraz włączanie internautów do aktywnego uczestnictwa w prowadzonych wydarzeniach

Do tego dochodzą oczywiste funkcje „tradycyjnej” komunikacji z konsumentami takie jak: informacja o nowych produktach czy usługach albo wzmacnianie wizerunku marki czy kreowanie jej osobowości.

Okazuje się jednak, że mimo tak wygodnego zdawałoby się narzędzia komunikacji/sprzedaży jakim jest Twitter czy Facebook wciąż istnieje grupa niezwykle atrakcyjnych (dla marketerów) lecz wciąż odpornych na ich działania odbiorców – młodych ludzi i nastolatków.

Z wyników badań PMN (Participatory Marketing Network) przytoczonych w Admap (April 2009/ISSUE 504) wynika, że większość internautów w wieku 18-25 l. traktuje komercyjne komunikaty i reklamy zamieszczane w tych serwisach jak mało „relewantne” i nieczęsto raczy z nich korzystać. Choć zdecydowana większość (ponad 80%) deklaruje, że zauważa takie reklamy, to jednocześnie niemal ta sama liczba użytkowników przyznaje, że rzadko kiedy w nie klika. Okazuje się bowiem, że komunikaty te są zupełnie nieadekwatne do potrzeb ich docelowych odbiorców.

Czym innym okazuje się wciąż także zachęcenie internauty do wizyty na stronie marki czy „fan page”, a czym innym prawdziwe, aktywne zaangażowanie. Brandowana zawartość w takich serwisach wciąż przyciąga uwagę użytkowników – nie po to jednak by zaspokajać ich potrzeby „socjalizacji” ale w celu bardzo prostym: pozyskania informacji o produktach/usługach.

Warto więc chyba zastanowić się nad założenie, brandowanego profilu na serwisie w rodzaju Facebook, Twitter czy Goldenline jeśli ma on jedynie udawać kolejnego „fajnego” użytkownika. To właśnie konkretna, jasna informacja okazuje się dla odbiorcy najważniejszą wartością. Więc po co się wysilać?

Tak na marginesie: moim skromnym zdaniem fenomen Twittera skończy się szybciej niż się zaczął. Nie wiem dlaczego, ale wydaje się być rozwiązaniem siłowym, jako formuła „mediująca" pomiędzy regularnym blogowaniem, a przypadkowym postem w dyskusji. Hybrydy nie zawsze okazują się żywotne…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: