piątek, 10 października 2008

Chińszczyzna receptą na recesję?

Dobrze zorganizowane społeczeństwo stanowi harmonijną całość, w której ludzie o różnych talentach i zawodach zajmują swoje właściwe miejsca, pełnią sobie właściwe funkcje, są jednakowo zadowoleni i nie popadają w konflikty”[1]. Harmonia w filozofii chińskiej dawała się pogodzić z różnicami, o ile pozostawałyby one we właściwych proporcjach tworząc jedną całość. Przypomina to arystotelesowską zasadę „złotego środka” (nie chodziło rzecz jasna o wypełnianie ubytków złotem).

Zbyt wiele pragnień, zbytnia pazerność, zbyt wiele reklam samochodów terenowych, jachtów luksusowych i domów letniskowych (o tanich kredytach na to wszystko nie wspominając) harmonię może zaburzyć. Zgodnie z zasadą dao przechodzi w to, co niedokończone.

Niektórzy nieśmiało zaczynają to dziś nazywać kryzysem (od greckiego krisis – moment zwrotny, rozstrzygnięcie, wybór). Nieśmiałość wynika z przekonania, że jeśli złamią tabu nazewnictwa, to nieopatrznie uruchomią mechanizm samospełniającego się proroctwa. Mówią więc: „nie nazywajmy tego kryzysem”.

Zaryzykuję: kryzys to moment krytyczny, punkt zwrotny, moment przesilenia. Nikt nie wie co nastąpi, ale jest to moment niebezpieczny. Poza nazywaniem kryzysu „kryzysem” jest jeszcze jedno niebezpieczeństwo: zakładanie różowych okularów i tłumaczenie sobie, że kryzys to przecież również szansa i rodzące się nowe możliwości. To również może się okazać ryzykowne, czasem wręcz głupie.

Przed błędnym odczytywaniem chińskich znaków, którymi wyrażane jest pojęcie „kryzys” przestrzega sinolog, prof. Victor H. Mair (zwraca przy okazji uwagę by nie nazywać ich ideogramami). Podkreśla, że właśnie z takiego odczytania znaków wei ji powstaje wiele nieporozumień szczególnie w takich dyscyplinach jak: biznes dla opornych, psychologia w wersji pop czy innych „orientalistycznych hokus pokus”. O ile wei nie budzi wątpliwości oznaczając niebezpieczeństwo, to nieroztropnie jest wg niego tłumaczyć ji jako „szansę” czy „okazję”[2].



Ponieważ nie zamierzam uczyć się chińskiego zaufam w tej materii profesorowi Mairowi. Widząc na okładce książki, t-shirtcie czy modnych ostatnio tatuażach znaki jak wyżej, na własny użytek odczytywać je będę jako „groźny zwrot rzeczy” albo „niebezpieczny punkt krytyczny”.

Kryzys paliwowy w Stanach Zjednoczonych (lata 70-te) przyczynił się również do powstania nowych marek i przewartościowania wielu kwestii związanych z marketingiem i zarządzaniem. Filozofia minimalizacji kosztów w połączeniu z zapewnianiem maksymalnej satysfakcji klientów (wtedy powstają takie marki jak Southwest Airlines, czy Wal-Mart) wymagała ustalenia tego, co jest kluczowe, najistotniejsze w usłudze/produkcie dla użytkownika, co jest tą magiczną „jakością”, która daje zadowolenie.

Próbowano wiec znaleźć „złoty środek”, kiedy nie trzeba oferować „zbyt wiele”, ale jednocześnie nie dajemy „zbyt mało”, a wszystko jest podane „we właściwym miejscu, we właściwy sposób i we właściwym czasie” czyli po prostu „w sam raz” (albo jak powiedzieliby uczniowie Konfucjusza zhong).

Herb Kelleher zjadł już lunch kiedy kreślił na serwetce wizję tanich linii lotniczych. Może dlatego uznał, że także pasażerowi jakoś się obędą bez posiłków i innych „bajerów” lecąc średnio 55 minut z miasta A do miasta B. Oszczędzając praktycznie na wszystkim (paliwo, lotniska, liczba pracowników naziemnych itp.) i oferując o połowę tańsze niż u konkurencji bilety stworzył linie lotnicze, których kondycją nie zachwiał nawet kryzys branży lotniczej po 11 września 2001. Kelleher dał pasażerom, „w sam raz” tyle, co potrzebne by bez zbytniego „komfortu” (np. tzw. „klasy biznes”), czy uciążliwości dolecieć do celu.

„W sam raz” to chyba największa sztuka polityki, biznesu czy długości wpisu na blogu (dlatego już kończę). Trudna też do zrozumienia, przekazania i stosowania. Jak bowiem mówił chiński poeta Song Yu opisując piękną kobietę:

Gdyby była o cal wyższa – byłaby zbyt wysoka, gdyby była o cal niższa – byłaby za niska. Gdyby używała pudru – byłaby zbyt biała; gdyby używała różu – byłaby za rumiana”.[3]

Tak na marginesie: ponieważ chiński poeta napisał za mnie pointę dziś jedynie przypisy:
[1], [3],Youlan Feng, Krótka historia filozofii chińskiej. Pod redakcją Derka Bodde’a. Przekł. Michał Zagrodzki; PWN, Warszawa 2001, s. 199, 197 .
[2] Felieton profesora Maira można znaleźć na stronie: „How a misunderstanding about Chinese characters has led many astray”.

...i jeszcze reklama. Taka "w sam raz" - Kliknij

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: