Określanie dziś misji czy wizji dla marki staje się coraz mniej potrzebne i zasadne. Przynajmniej w takim
kształcie i rozumieniu jak dotychczas. Rynkowa rzeczywistość jest coraz
bardziej chaotyczna i nieprzewidywalna więc konstruowanie abstrakcyjnych stanów
docelowych w postaci np. spisanej „wizji” samo dziś mija się z celem. Od pytań
w rodzaju: „gdzie chcemy być i co chcemy osiągnąć?” istotniejsze stają się
kwestie: „dlaczego i po co tu w ogóle jesteśmy?”.
Dużo ważniejsza
od strategii marki (i długoterminowego planowania strategicznego) jest dziś
tzw. „egzekucja” – działanie i wykonanie. Uwaga i pamięć odbiorców są
przestymulowane, przeciążone i przesycone nadmiarem zmieniających się treści.
Konsument, ten z „dziś” nie pamięta już co widział i czego doświadczył „wczoraj”
(często nawet dosłownie nie pamięta co właściwie wczoraj kupił i gdzie) więc
coraz mniejsze znaczenie ma fakt ciągłości i spójności narracji w czasie. Coraz ważniejsze
jest to, co tu i teraz – w tej chwili i w danym kontekście. Chwilowa atrakcyjność
i intensywność bodźców reklamowych ma więc prawo skutecznie działać pomimo braku
spójnej strategii.
Zmienia się
również to, co można było dawniej określić ramą konkurencyjności. Chociaż już użycie
samego słowa „rama” razi nieadekwatnością bo sugerowałoby identyfikowalną,
uporządkowaną strukturę, a tą coraz trudniej wyznaczyć i opisać. Obszar
budowania przewagi konkurencyjnej jest ruchomy i płynny, jego granice są
nieostre i znajdują się w ciągłym ruchu. Mapy pozycjonowania stają się coraz
mniej przydatne także dlatego, że zbyt szybką tracą na aktualności.
Elastyczność,
szybkość zdolność reakcji zyskują na znaczeniu. Błyskawiczna odpowiedź na wszelkie
rekonfiguracje i zmiany w otoczeniu jest zaś możliwa wyłącznie gdy spełniony
jest warunek decyzyjności. Małe organizacje, firmy rodzinne, czy firmy bez
przerośniętych struktur i nadmiernej biurokracji radzą sobie w takiej
rzeczywistości znacznie lepiej niż nieruchawe i ociężałe korpo-molochy. To, co
w długich okresach stabilności i przewidywalności mogło stanowić atut (gwarantujący
ład formalizm, sztywne procedury), dziś staje się barierą dla rozwoju lub
nawet zagrożeniem dla istnienia.
Mniejsze
organizacje nie mają też problemu z podejmowaniem ryzyka i bezpośrednim
wiązaniem decyzyjności z osobistą odpowiedzialnością menadżerów. Z jakichś
przyczyn gremialność i długo negocjowana (a przez to zawsze kompromisowa) zbiorowa decyzyjność dąży zwykle do zachowania status quo i minimalizacji ryzyka. Śmiałe,
podejmowane samodzielnie decyzje (także te błędne) dużo
częściej wolne są od kolektywnych obaw i zachowawczości.
Informacyjna i
sprzedażowa funkcja komunikacji marketingowej niemal zupełnie straciła na
znaczeniu. Racjonalne argumenty i oparta na nich perswazja nie robią dziś na odbiorcy najmniejszego wrażenia. Najważniejsza stała się estetyczno-rozrywkowa
strona komunikacji. Liczą się: show, spektakularność, niezwykłość, skrajne
emocje, zadziwianie, szokowanie, przerażanie czy wręcz jawna manipulacja (formy
w rodzaju prank). Model reklamy uosabianej
jako rekomendujący produkt, kompetentny sprzedawca niemal zupełnie zniknął.
Zastąpił go cyrkowiec zadziwiający publikę wciąż nowymi sztuczkami.
Do tego, co
powyżej dochodzi natychmiastowość. Mobilne aplikacje, e-commerce, media
społecznościowe – wszystko to wzmacnia oczekiwanie efektu, który zachodziłby niemal równocześnie z intencją. Wszystko musi być dostępne od ręki, jednym
kliknięciem, zaprezentowane lub skomentowane w tej samej chwili, w której się
odbywa. Czym większe opóźnienie czy przesunięcie w czasie, tym gorzej dla
marki. Odstęp pomiędzy akcją i reakcją dąży do minimum – ideałem jest pełna i
płynna synchronizacja pobudek i działań. Jednocześnie nurt strumienia doświadczeń staje się
coraz bardziej wartki i rwący.
Tak na
marginesie: dużo łatwiej jest dziś ustanawiać i komunikować zupełnie nowe marki niż
przekształcać i zarządzać tymi obecnymi na rynku od długiego czasu.
Korekty, dopasowania czy naprawianie błędów (wynikających np. z opóźnionej reakcji
na rzeczywistość) są niezwykle energochłonne i wciąż dają mniejszą szansę na
„sukces” niż start zupełnie od zera i swobodne dryfowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz