wtorek, 14 czerwca 2011

Troszczmy się o manekiny

Iwan Iwanowicz orbitę ziemską okrążył w marcu 1961 roku na pokładzie statku Wostok 3KA-2.
A działo się to trzy tygodnie przed słynnym lotem Jurija Gagarina Towarzyszem podróży pierwszego kosmonauty w dziejach ludzkości był kundelek Zwiezdoczka.
Na początku lat 90-tych Iwan Iwanowicz wystawiony został na aukcję.
Był manekinem.

Ostatnim utworem na płycie „Wysocki – Maleńczuka” jest „Ballada o manekenach”. Trwający nieco ponad dziesięć minut song to prawdziwa perełka. Świetny aranż (miejscami jak Procol Harum) i brawurowe wykonanie przez Psychodancing to właściwa oprawa dla tego co najważniejsze – tekstu.
Maleńczuk wyśpiewuje wszystkie 21 strof manekinowego eposu, podczas gdy większość z nich ginęła zwykle pod nożycami cenzorów.

Kilka zwrotek „Manekinów” Wysocki wykonał w filmie Michaiła Szwejcera z 1975 roku pt. „Ucieczka Mr. McKinleya” (Бегство мистера Мак-Кинли). Bohaterem tej radzieckiej super-produkcji science-fiction, której akcja dzieje się „gdzieś na Zachodzie” jest account z agencji reklamowej, który za sprawą chemicznego specyfiku odbywa jednokierunkową podróż w czasie (motyw pojawiający się w swojskiej Seksmisji).
Zgodnie z miejską legendą słowa wszystkich piosenek do filmu Wysocki napisał w niecały tydzień.
Może większość napisał dużo wcześniej?



Pierwszym człowiekiem na ziemi był manekin.
Tak rozpoczyna się ballada legendarnego barda i jeśli porównamy jego zeznania z zapisami Starego Testamentu czy fragmentami mitologii sumeryjskiej, to trudno pieśniarzowi nie przyznać racji.
Do wyjaśnienia pozostaje jedynie kwestia czy Bóg stworzył pierwowzór manekina na własne podobieństwo?
Chyba nie, zważywszy, że gliniany człowieczek troszczyć się miał głównie o dostarczanie bogom pożywienia.

Nie „człowiek” ale właśnie „człowieczek” – takie znaczenie zawarli Holendrzy w słowie mannekijn – dosłownie: “mały człowiek, figurka”. W nieco zmienionym znaczeniu słowa mannequin używali francuscy artyści – określając tym mianem sztuczne modele.

Człowieczkowi znudziło się karmienie wiecznie głodnych bogów. Zbuntował się i postanowił wziąć na nich odwet. Dziś sam chce być Twórcą.
Tworzy manekiny.
Może nie tak wymyślne i do końca dopracowane, ale...

„Demiurgos kochał się w wytrawnych, doskonałych i skomplikowanych materiałach, my dajemy pierwszeństwo tandecie. Po prostu porywa nas, zachwyca taniość, lichota, tandetność materiału. (...) To jest (...) nasza miłość do materii jako takiej (...) Demiurgos ten wielki mistrz i artysta czyni ją niewidzialną, każe jej zniknąć pod grą życia. My przeciwnie, kochamy jej zgrzyt, jej oporność jej pałubiastą niezgrabność. (...) Słowem (...) chcemy stworzyć po raz wtóry człowieka, na obraz i podobieństwo manekinu” – pisał Bruno Schulz (prywatnie mocno zafiksowany fetyszysta) w „Traktacie o manekinach”.

Współczesne manekiny są najczęściej wysokie i smukłe. Reprezentują te proporcje ludzkiego ciała, które wydają się najbardziej zbliżone do aktualnych wyobrażeń o ideale. Bo jakby to wyglądało - manekina z obwisłym brzuszkiem albo tzw. „oponką”?

Na twarzach szczupłych manekinów (jeśli w ogóle mają głowy) zazwyczaj nie widać emocji. Te produkowane w U.S.A. po II Wojnie Światowej były znacznie niższe – głównie za sprawą braku materiału – a ich twarze uśmiechały się radośnie witając wracających do domu bohaterów.

Manekiny istniały praktycznie od zawsze – już w czasach faraonów kształtne wieszaki służyły do układania szat i peruk. W średniowieczu dokonywano na drucianych postaciach poprawek krawieckich by nie męczyć i nie drażnić znudzonych warstw wyższych.
Kukły zmieniały się z biegiem czasu, tak jak ludzkie stroje, związane z nimi fanaberie i ambicje.

Manekiny w postaciach zbliżonych do dzisiejszych pojawiły się za sprawą rewolucji przemysłowej. Świat gna do przodu napędzany maszyną parową, rynki zalewają standaryzowane, masowo produkowane dobra – w tym ubrania.
Kiedy na oświetlonych elektrycznością ulicach pojawiają się kolejne sklepowe witryny rozwijających się epidemicznie domów handlowych, za taflami gładkiego szkła ustawiają się coraz liczniej beznamiętni obserwatorzy – teraz już „naturalnej” wielkości (zob. tu).

W 1885 roku powstaje Gems Wax Models – brytyjski dostawca krawieckich modeli. Firma zasypuje rynek europejski a następnie amerykański kolejnymi wzorami manekinów. Woskowy manekin „idealnej piękności z pełnym biustem” (produkowano głównie kobiety) kosztuje 15 dolarów – sporo, jak na ówczesne realia. Modele dostępne w trzech pozach:
- wysunięta prawa stopa,
- wysunięta lewa stopa,
- stopy złączone.
Kosztujące krocie woskowe piękności błyskawicznie zaczynają na siebie zarabiać. Szybko stają się ważną częścią nowej gałęzi przemysłu – „Display” – dziś mówi się „Visual Merchendising”. Powstaje pierwsza książka na ten temat. Jej autorem jest zafascynowany teatrem rasista L. Frank Baul (bardziej znany jako twórca „Czarnoksiężnika z Krainy Oz”).

Manekiny najlepiej pracują w grupie – samotny manekin nie działa tak skutecznie, jak dobrze zaaranżowana kilkumanekinowa kompozycja. Chyba, że jest arcydziełem – np. na miarę jednego z tych projektowanych w latach 60-tych przez Adel Rootstein (dziś marka z jej nazwiskiem).

Ustawianie manekina, odziewanie, dobieranie odpowiedniej peruki czy – jeśli to konieczne – właściwy makijaż to już sztuka sama w sobie.
Manekiny mają się dobrze i jak śpiewa Maleńczuk:

„Nas żywych sto chorób toczy
Nie warto już być człowiekiem
Nadchodzi symbol epoki
Zdrowy i silny manekin”

Tak na marginesie: Zwiezdoczka przeżyła twarde lądowanie.
Tyle wiadomo.

Creative Commons License
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: