wtorek, 24 listopada 2009

Proszę nie całować lokomotywy!

„...kultura powstaje w formie zabawy (...) jest początkowo zabawą, czynnością o charakterze ludycznym”.
J. Huizinga, Homo Ludens

Długo można podziwiać zbiory gromadzone w kieleckim muzeum zabawek i zabawkarstwa. Kolekcja lalek pochodzących z niemal całego świata dowodzi jak wielki potencjał drzemie w patykach, skorupach orzechów, wysuszonych liściach kukurydzy, czy filcowych gałganach. Wystawa drewnianych prac ludowych artystów z okolic Zagrzebia (m. in. klepaki, zaprzęgi, koniki) dokumentuje odchodzącą w przeszłość sztukę zabawkarskiego rękodzieła.

Pistolet „Precyzja”, zestaw do zabawy w Pocztę Polską i plastikowe „pchełki” wywołują nostalgię za rzeczywistością PRL (jakże bawiącą i zabawną). Maski i lalki kukiełkowych teatrzyków, modele kolejek elektrycznych, więzione w szklanych gablotach Misie Uszatki i Koziołki Matołki – wszystko to występuje dziś w roli nobliwych eksponatów muzealnych, a niektóre objęte wręcz zostały zakazem fotografowania. Nie ma jednak w tym nic dziwnego – w końcu zabawki i sama zabawa to rzecz nad wyraz poważna.



Johan Huizinga w „Homo ludens...” (lata 40-te) dopatrywał się w zabawie (ludus, play, „igraniu”) początków kultury. W zasadzie zabawa egzystowała wg niego przed samą kulturą, była i jest głównym czynnikiem kulturę kształtującym.

Trudno się z nim nie zgodzić. Ludyczne elementy dominują nie tylko w kulturze masowej, sporcie, modzie czy mediach - całe ich bogactwo prezentowane jest również nieustannie na naszej rodzimej scenie politycznej.

Marketing też jest zabawą...
Większość cech formalnych zabawy zidentyfikowanych przez Huizingę świetnie odnosi się do wszystkich aspektów działań marketingowych, oto bowiem:
- zabawa jest zbyteczna – można ja w każdej chwili przerwać, zaniechać (jej cele znajdują się poza sferą zaspokajania życiowych konieczności),
- zabawa nie jest „zwykłym”, „właściwym” życiem (pierwotnie nie jest obowiązkiem, upiększa życie),
- zabawa mocno absorbuje uczestników,
- zabawa cechuje się odrębnością i ograniczonością w czasie i przestrzeni (sama w sobie zawiera przebieg i sens – początek i koniec, cechuje się powtarzalnością),
- ważną rolę w zabawie odgrywa napięcie - w nim zaś na próbę wystawiane są zdolności gracza (szanse, niepewności wygranej).
- każda zabawa i gra ma własne reguły.

Marketing jest na wskroś ludyczny i to nie tylko w zewnętrznych przejawach, ale w całej swojej istocie. Jest przecież wielką zabawą (i to na dużą skalę), grą toczoną zarówno pomiędzy producentami i konsumentami, jak pomiędzy samymi producentami (w tym przypadku jest to czyste współzawodnictwo i rywalizacja). W tym sensie realizowany jest „antytetyczny” charakter wspólny wszystkim zabawom – toczona jest ona zawsze pomiędzy jakimiś „partiami”.

Reguły gry pomiędzy producentami i konsumentami są z biegiem czasu delikatnie modyfikowane, ale główne założenia pozostają niezmienne i sprowadzają się do zadawania i próby odpowiedzi na proste pytanie: „Zgadnij ile to jest warte?” Gra w szacowanie wartości posiadać może wiele etapów, czasem może też przybierać formy wyrafinowanych pojedynków. Wygrywający w danej rundzie otrzymują nagrodę – dostają więcej niż inni gracze, przegrywający idą na chwilę do kąta.

W grze pomiędzy firmami, stawką są sami konsumenci. Zdolniejsi lub sprytniejsi gracze wciąż podbijają stawki i potrafią podejmować spore ryzyko byle tylko jak najwięcej ugrać w danej rundzie.

Najmniej mile widziani w magicznym kręgu gry i zabawy są tzw. „Psuje zabawy”. O ile nawet próby fałszowania wyników lub chwilowe manipulacje zwiększające szanse wygranej można jeszcze wybaczyć, o tyle „Psujom” nie wybacza się nigdy. „Psuje” bowiem albo reguł w ogóle nie chcą uznawać , albo za sprawą sobie tylko znanych motywacji podczas rozgrywki wycofują się nagle z zabawy odsłaniając jej umowny i „płochy” (określenie Huizingi) charakter – odbierają jej tym samym całą ILUZJĘ (łac. illudere – drwić, kpić).

Najbardziej poigrać lubi Państwo
Jeśli grających jest niewielu, a rozgrywki dotyczą niskich wygranych zabawa w tzw. „czasie wolnym” służy w dużej mierze przyjemności graczy. Kiedy jednak kolejna strona może coś ugrać choćby poprzez bierny udział – np. obserwując samych grających – rzecz staje się niezwykle „poważna” – może się nawet zakończyć „Ustawą hazardową”. Państwo jako instytucja jest bowiem od zawsze jednym z najbardziej namiętnych graczy – nie lubi też, kiedy (inne tym razem) „Psuje” zaczynają igrać poza wpływami jego wiedzy i poza wszelką kontrolą.



Gracze muszą zatem dzielić się każdą wygraną z Państwem jako Meta-Igraczem. Bez względu na to czy grający dokonują zakładów o przyszłość („granie” na giełdzie, lokaty w banku, fundusze emerytalne itp.), czy igrają z własnym zdrowiem (palą papierosy i piją alkohol, opalają się w solariach), kibicują sportowcom, czy skreślają cyfry w losowaniu – Państwowy Monopol Do Dobrej Zabawy wyciąga rękę po swoją należną, jak uważa, dolę.

Państwo potrafi uzasadnić swoje starania o zachowanie czystości reguł każdej zabawy i promowanie zachowań fair – możesz robić wszystko, (nawet to, co Państwu może się wydawać moralnie wątpliwe) pod warunkiem, że zapłacisz podatek akcyzowy Państwowemu Monopolowi ds. Niegodziwości.



Tak na marginesie: Huizinga ilustrując „niezwykłość” zabawy przytacza pewną anegdotę. Czteroletni syn jego znajomego siedział pewnego dnia na czele całego rzędu krzeseł bawiąc się w pociąg. Mężczyzna pocałował dziecko, na co usłyszał: „Tatusiu, nie wolno ci całować lokomotywy, bo inaczej wagony pomyślą sobie, że to wszystko nieprawda.”

Wniosek jest banalny – nie całuj lokomotywy jeśli nie chcesz zepsuć dobrej zabawy. Poza tym może się okazać, że lokomotywa jest rozpędzona „na poważnie”, a wtedy jej pocałowanie może mieć przykre skutki - i to nie tylko „na niby”.

Johan Hiuzinga, Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury, przekł. M. Kurecka i W. wirpsza, Aletheia, W-wa 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt: STANISZEWSKIkropkaMmałpaDŻIMEILkropkaKOM

Poprzednie wpisy: