Kilka godzin od momentu, kiedy spot został umieszczony na Youtube setki tysięcy osób zaczęło go odtwarzać, przesyłać znajomym i komentować. Po pierwszym obejrzeniu trudno powiedzieć dlaczego kula śniegowa zaczęła toczyć się w takim tempie i prawdopodobnie toczyć się będzie coraz szybciej. Już dziś można jednak pokusić się o mini-analizę tego fenomenu.
Przede wszystkim odpowiedzialnej za spot agencji Publicis & Hal Riney na pewno udało się znaleźć głęboki i uniwersalny ‘insight’, czyli to, co stanowi o wielkości dobrej reklamy – to bez wątpienia. Co jednak jest prawdziwą istotą tego ‘insightu’ i w jaki sposób go wyrazić (np. w jednozdaniowej formułce) wciąż pewnie pozostaje zagadką. Może nawet dla samej agencji.
Czy fakt, że wiele dzieci panicznie boi się klownów (psycholodzy mówią chyba w tym przypadku wręcz o jednostce chorobowej) jest na tyle odkrywczy, by w tak krótkim czasie wywołać aż tak histeryczną reakcję na reklamę? A może fakt, że po figurę klowna sięgnął sam Walmart śmiejąc się trochę z samego siebie? Bo dosyć groteskowo w kontekście pozycjonowania cenowego mega-retailera i oglądanej scenki brzmią słowa: „...wszystkie te dekoracje itp. kupiliśmy w walmarcie i jeszcze udało się zaoszczędzić nawet na....klowna..."
A może amerykanie śmieją się tu z samych siebie? Cała ta reklamowa tragifarsa może przecież przywodzić na myśl hedonistyczny konsumpcjonizm, który kończy się pęknięciem ekonomicznej bańki i powraca czkawką w postaci dotowania podatkami zbankrutowanych banków. Oto bal jest niby udany, są przekąski, świecidełka itd. więc dlaczego goście uciekają przerażeni, zamiast nadal dobrze się bawić?
Pojawiające się na końcu spotu hasło: „Oszczędzaj pieniądze – żyj lepiej” zaczyna pobrzmiewać jak kpiące wezwanie do gorzkiej refleksji nad radykalną zmianą stylu życia, z jaką przyszło lub przyjdzie nam się zmierzyć.

Strategic planner lub kreatywni z agencji musieli wykazać się niezwykłym geniuszem (Szacunek!) by połączyć kulturowy stereotyp z duchem kryzysowych czasów i indywidualnym nastawieniem każdego z milionów widzów zamierzających oglądać coroczne zmagania sportowe. Oto przekaz, który „rezonuje” zarówno na poziomie osobistego odbioru, jak i w szerokim społecznym kontekście.
W reklamie wykorzystano w niezwykle dowcipny i inteligentny sposób dwa symbole kulturowe, których znaczenie ciekawie wzbogacono poprzez groteskowe zestawienie. Postać klowna (w którego wciela się ojciec...) wywodząca się z odległej w czasie Commedia dell'Arte (a być może nawet z antycznych, pantomimicznych – czyli „wszystko naśladujących” charakterów teatru greckiego) nadeptuje na figurkę Jednorożca, który kojarzy się bardziej z ufnym spoczynkiem na kolanach Najświętszej Dziewicy niż reklamową krotochwilą. Jednorożec to przecież symbol niewinności, szlachetności (Syn Boży?), którego róg w nadprzyrodzony sposób potrafi oczyścić to, co skalane, zatrute.

Klown to maska, zasłona prawdy (prawdy, która może przerażać) to świat zręczności i fizyczności, świat materii. Klown, joker, trickster, błazen (czasem wręcz bufon) to również Głupiec, postać idioty, która niezbędna jest każdej społeczności by potrafiła dostrzec mądrość i prawdę. „Triki” demonstrowane przez bawiących publiczność, to zaś nie tylko zręczne operowanie ułudą, ale również żmudna praca, dyscyplina, opanowanie i biegłość w wyjątkowej sztuce.
Głupiec to również symboliczne zero, alef, pustka i początek nowego cyklu – trzeba przecież zniszczyć stare przyzwyczajenia i przekonania by podjąć wyzwanie i wejść w życie od nowa, lepiej, bardziej twórczo i bez zbędnego bagażu (wiejski idiota wędruje najczęściej w łachmanach z niemal pustą sakwą).
Oglądając reklamę Walmart dosłownie „ryczymy ze śmiechu” i nie wiadomo czego jest tu więcej – przerażenia czy rozbawienia, łez czy radości. Widzimy siebie samych – nasz świat, cywilizację zakupów, ignorowanie niby niewielkich zagrożeń i całą groteskę sytuacji w jakiej sami się znaleźliśmy na własne życzenie i nie do końca wiemy jak się w niej odnaleźć.
Klown miał dobre intencje, teraz sam wyje najgłośniej.
Czy jesteśmy dziećmi czy klownem?
Tak na marginesie: reklama Walmartu zdobędzie Złotego Lwa w Cannes, będzie setki razy analizowana we wszystkich podręcznikach marketingu i na stałe wejdzie do kanonu „reklam, które zmieniły świat”.
Założę się już dziś, że tak się stanie.
Jeśli przegram, to pewnie dlatego, że jestem wioskowym głupkiem.
Buahahaha:-)

Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.
jeśli tekst ten nie był pisany z przekąsem to... można go śmiało odnieść do analizowania i rozpisywania się nad włącznikiem przeciwpożarowym na ścianie w muzeum. Tworzenie reklamy tego typu odbywa się na zasadzie: mamy przygotować coś zabawnego, żeby ludziom się podobało- ok wykorzystamy oklepany motyw clown, który nadepnie na jakąś zabawkę - w końcu nic tak nie cieszy najbardziej jak nieszczęście bliźniego, a że ma się to do wallmarta tak jak kamień węgielny do węgla kamiennego to nie ma żadnego znaczenia- ważne ,że ludzie będą sobie filmik przesyłać. *na końcu można było wstawić dowolną markę
OdpowiedzUsuńw zasadzie komentarz powinienem skrócić do cytatu: "why so serius?"
OdpowiedzUsuń:-) taki temat, taki ton :-)
OdpowiedzUsuńzatem zabrakło komentarz . pozdrawiam! ;-)
OdpowiedzUsuń